ZGOTOWAĆ SOBIE PRZYSZŁOŚĆ
Chyba nie znajdzie się fan serii, który po zakończeniu poprzedniego tomu nie czekałby z niecierpliwością na ciąg dalszy. I w końcu go mamy. Co prawda nasz bohater bywał już w identycznych tarapatach, jednak nigdy stawka nie była tak wysoka, jak teraz. Gotowi na finał (mniej więcej) opowieści o „Centrali”? A zatem do lektury.
Dla Soumy nadszedł ciężki czas. W akademii Tootsuki stoczył już niejeden ciężki pojedynek od którego zależała nie tylko jego przyszłość, ale teraz jego być albo nie być zależy od wyniku starcia z Eishim Tsukasą, najlepszym kucharzem w szkole. Starcia, którego nie ma prawa wygrać. A może jednak? Czy jego najnowsze danie ma jakiekolwiek szanse? I co z tego wyniknie? A przecież to dopiero początek kłopotów…
Nie trzeba być miłośnikiem sztuk walki, by być fanem „Dragon Balla”, tak jak nie trzeba być fanem kulinariów, by rewelacyjnie bawić się przy czytaniu „Kulinarnych pojedynków”. Bo z tą serią jest jak z samym jedzeniem: nie trzeba przecież kochać gotować, żeby lubić dobrze zjeść, prawda? Wiem to po sobie, bo jak najbardziej uwielbiam wszamać coś smakowitego, ale chociaż wody nie przypalam, a i ze składników znalezionych w lodówce czy szafce mogę coś skomponować i nie pluć tym potem, do gotowania mnie nie ciągnie. Ale do tej serii już tak i to jeszcze jak.
Dlaczego? Przede wszystkim jest tu wszystko to, co od zawsze uwielbiałem w shounenach: akcja, walki (choć nie na wyszukane energetyczne techniki przecież, a wymyślne dania) i dużo humoru. Erotyki, czyli tego, co fani mang dla nastoletnich chłopaków bardzo sobie cenią, także tu nie brakuje – tak, jak dobry cios wyrwać może z butów, tak tu dobre jedzenie wyrywa bohaterów z ubrań i doprowadza do ekstazy. Całość ma też udany klimat i wywołuje sporo emocji, nawet jeśli każdy wie czym to się skończy. Poza tym, co ważne, „Kulinarne pojedynki” miłośnikom gotowania podrzucają kilka ciekawych pomysłów, ale co się dziwić, skoro w pracy nad całością pomagała znana japońska szefowa kuchni.
Wszystko to wieńczą znakomite ilustracje. Owszem rysownik przy pracy nad „Kulinarnymi pojedynkami” ewidentnie posiłkował się zdjęciami gotowych potraw i składników, ale i bez tego wszelkie detale w mandze są po mistrzowsku dopracowane. Postacie uchwycone są prosto, ale bogactwo ich mimika, pozy i ubiór wyglądają doskonale, a i drobiazgowo ukazane tła robią duże wrażenie. Wszystko to łączy się w świetną serię, która spodoba się (i to jeszcze jak) miłośnikom shounenów. Dlatego też, tradycyjnie, polecam „Pojedynki” Waszej uwadze i czekam na kolejny tom.
|
autor recenzji:
wkp
10.02.2020, 06:52 |