MYSZKA MOZART
Opowiadał już o kocie, który był cudownym malarzem. Teraz mysz obsadza w roli genialnego kompozytora. Gradimir Smudja znów stworzył perełkę. Tym razem barokową.
Tym kotem był oczywiście Vincent, który za niejakiego Van Gogha malował wszystkie jego najlepsze obrazy. Komiks o jego perypetiach był fantastycznym wejściem w dzieła, nastroje i szaleństwa niderlandzkiego mistrza. Później Smudja zaserwował nam jeszcze historię malarstwa w pigułce od prehistorii po współczesność. Komiksem „Z biegiem sztuki” podbił na dobre serca czytelników. Czytelników, którzy teraz mogą znów mieć styczność z genialnym twórcą. Pod słowem „twórca” skrywa się tym razem i Smudja, i Wolfgang Amadeusz Mozart. Są siebie warci. Pierwszy pędzelkami kreuje fantastyczne plansze. Drugi – w partytury układał siedzące w jego głowie dźwięki. Z takiego połączenia nie mogła wyjść słaba rzecz. I nie wyszła.
Kto ma wątpliwości, że w „Myszarcie” o Mozarta chodzi niech spojrzy na okładkę. Przecież to parafraza najsłynniejszego chyba porteru kompozytora z Salzburga, jaki można znaleźć nawet na słynnych „Mozart Kugeln” – słodkich kulkach sprzedawanych w całej Austrii. W środku nawiązań jest znacznie więcej – poczynając od peruczki, przez stroje po muzykę. Komiksowy Myszart jest niewielkim gryzoniem zamieszkujących w środku pianina wielkiego wilka Salieriego. To też nawiązanie do pewnej rywalizacji między dwoma kompozytorami. Traktuje o niej i opera Nikołaja Rimskiego-Korsakowa (napisana na bazie tekstu Aleksandra Puszkina), i film Milosa Formana. W komiksie kompozytorzy ubrani w stroje zwierzęce są jeszcze bardziej pokazani jako wrogowie. „Wydobyty” z cienia wilka Salieriego Myszart wszedł odważnie w arystokratyczny świat, stając się ulubieńcem możnowładców… Choć w praktyce trudnili się różnymi rodzajami twórczości na dworze Habsburgów.
Ale nie w tekście jaki napisał Thierry Joor tkwi największa siła tego komiksu. Argumentem przemawiającym za sięgnięciem po album „Myszart” jest oczywiście Smudja. Znów cudownie „wchodzi” w ilustrowany przez siebie świat. Barokową lekcję odrabia bezbłędnie. Pod względem stroju, dworskiej oprawy, karoc władców, wnętrz (zastanawia mnie tylko dlaczego na końcu namalował Zwinger z saksońskiego Drezna…) Nawet światło i cień oddają nastrój epoki, która miała przecież głównie zapewniać zabawę na europejskich dworach. Wszystko podane jest w ciepłych, słodkich – jak barok – barwach.
I „Myszart” jest jak barokowa perełka. Jak te wszelkie cuda przechowywane w pałacowych skarbcach. Po to, by cieszyć oko. „Myszart” – niczym biżuteria, precjoza i cacka – również pokazuje kunszt twórcy. W tym przypadku twórcy komiksowego.
Prawdziwy, barokowy cukiereczek.
Andrzej „Mamoń” Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
07.04.2020, 16:58 |
Komiksy, komiksy cudowne, bajeczne i magiczne obrazki. Tom pierwszy „Myszart” do scenariusza Thierr'iego Joor'a i w oprawie graficznej, cenionego i lubianego w naszym kraju, Gradimira Smudji, należy do takich komiksów, które emanują bajkowością i radością!
Nie dość tego, to „Myszart” bawi i uczy. Albowiem zawarta tu opowieść komiksowa jest alegorią i personifikacją dla autentycznego życiorysu wielkiego kompozytora epoki klasycyzmu, a mianowicie Wolfganga Amadeusza Mozarta. Elementy tego życiorysu (w większości prawdy historycznej) ujęto w opowieść, którą ubrano w antropomorficzne kształty! W podobny sposób, w jaki ukazuje się to w komiksach z serii; „Usagi Yojimbo”, „Blacksad” .
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku, dostaniesz w swoje rączki komiks familijny, w którym rządzą i dzielą zwierzaki. Dostaniesz komiks ujęty w przygodową, ba nawet sensacyjną formę, w którym głównym bohaterem opowieści jest mysz - Wolfgang Myszart!
Nasz muzycznie uzdolniony bohater mieszka sobie z rodzinką – spokojnie, na luzie w fortepianie wielkiego nadwornego kompozytora władcy Austrii, a mianowicie niejakiego Antonia Salieriego vel wilka. Od tego momentu rusza lawina wydarzeń, które pominę. Dlaczego? Albowiem, nie chcę Ci psuć zabawy z lektury. Jednakże dodam! Dzieje się! Cudowna historia opowiada o prawdziwych i nieprawdziwych wydarzeniach, z życia Mozarta, wróć Myszarta.
Ach! Jakże cudownie się czyta ten fantastyczny album, gdyż ten komiks jest wspaniale opowiedziany i cudownie namalowany. Albowiem grafika Gradimira Smudji powala!
Oprawa wizualna jest doszlifowana! Jest wierna z realiami epoki i jest dopieszczona w każdym elemencie! Oprawa graficzna i kolorystyczna, to po prostu poezja! Ten komiks oddycha i pieści oczy! Ten komiks zjadasz wzrokiem. Czytasz go, a właściwie delektujesz się bardzo, bardzo długo! Albowiem skupiasz się na każdym dopracowanym elemenciku w najdalszym tle.
Gradimir Smudja pokazał klasę, już w wielu poprzednich swoich albumach np. „Vincent i van Gogh”, lub „Z biegiem sztuki”, ale dopiero w tym komiksie i na tle dobrego scenarzysty, ukazał wielką dojrzałość i arcymistrzostwo! Artystycznie ten album powala!
Ba, efekt ten potęguje przepiękny sposób wydania polskiej wersji. Albumik został wydrukowany w dużym formacie, w twardej oprawie, w okładce i z wkładkami - w kompozycji stylizowanymi na starodruk. W środku został wyśmienicie złożony, do tego wydrukowany na dobrym papierze o cudnym zapachu i uzupełniony szkicownikami, wyśmienitymi dodatkami graficznymi, które bardzo wiele wnoszą do świata Wolfganga Myszarta.
Szczerze, jeśli szukacie w tych trudnych czasach nietuzinkowego prezentu, nawet dla osób nieczytających na co dzień opowieści obrazkowych (na polepszenie humoru i podniesienie ducha artystycznego) – to zakup tego albumu będzie strzałem w dziesiątkę.
Ba, to nie koniec atutów (pozytywów) dotyczących tej publikacji. Albowiem największym atutem jest fakt, iż jest to przede wszystkim komiks familijny, który można z wielką radochą czytać vel oglądać z całą najbliższą rodzinką.
„Myszart” rządzi! Czekam niecierpliwe na drugą część!
Zdecydowanie polecam!
|
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
25.03.2020, 09:22 |
MOZART MALUTKI
Gadający gryzoń chcący coś w życiu osiągnąć? Czyżby „Stewart Malutki”? A może „Ratatuj”? Nic bardziej mylnego, poznajcie Myszarta, bohatera który przypadnie Wam do gustu, jeśli podobały się Wam wspomniane właśnie tytuły. A jeśli nie? Cóż, jeśli lubicie dobre familijne opowieści, seria ta z pewnością Was nie zawiedzie.
Witajcie na dworze cesarza Austrii. To tu właśnie mieszka Myszart. A dokładniej zamieszkuje fortepian wilka, który służy – wilk, nie fortepian – jako nadworny kompozytor. Jak się domyślacie, także nasza mysz chciałaby pokazać co potrafi na muzycznym gruncie, kiedy więc Myszart zostaje pewnego dnia sam, postanawia skorzystać z nadarzającej się okazji i… Skacząc po klawiszach zaczyna grać melodię, którą ma w głowie i wtedy właśnie muzyka trafia do uszu cesarza i cesarzowej i pojawia się problem. Władca będąc pewnym, że to wilk, chce by odtworzył ją na urodzinach małżonki, a ten, świadom kto w rzeczywistości grał, musi odnaleźć Myszarta i poprosić go by wykonał potajemny koncert. Czy to mu się uda? I czy prawda ostatecznie wyjdzie na jaw? A jeśli tak, co z tego wszystkiego wyniknie dla nich obu?
Trudno znaleźć dziecko, które w mniejszym bądź większym stopniu nie wychowałoby się na bajka o antropomorficznych zwierzętach. W moim przypadku, obok klasyki baśni i animacji Disney, były to m.in. komiksy o Kaczorze Donaldzie i Myszce Miki czy takie filmy, jak wspomniany na wstępie „Stuart Malutki” czy „Babe: Świnka z klasą”. Czy darzę je szczególnym sentymentem? Jeśli mam być szczery, nie bardzo, jednak ogólnie należę do sentymentalnych osób i jeśli coś ożywia we mnie dawne emocje, cenię to. A „Myszart” to właśnie spowodował. I okazał się naprawdę sympatyczną opowieścią. A przecież całość mogła się nie udać.
Thierry Joor, scenarzysta tego komiksu, to belgijski redaktor i wydawca opowieści obrazkowych właśnie, który pewnego dnia postanowił samemu zająć się ich tworzeniem. Tak powstał ten właśnie album, dzieło noszące znamiona pewnego braku wprawy, ale naprawdę niewielkie. „Myszart”, choć daleki od bycia odkrywczym komiksem, doskonale wpasowuje się w schemat opowieści, jakie reprezentuje. Ma swój urok, ma wymiar dydaktyczny, bywa zabawny, ma też pewną nutę dramatyzmu. I chociaż nie przepadam za historyczno-kostiumowymi realiami (chyba, że są to filmy pokroju „Amerykańskiej opowieści”, swoją drogą też o gryzoniach), całość mnie ujęła.
Najbardziej jednak i tak znakomitą szatą graficzną malarza i karykaturzysty Gradimira Smudji, autora m.in. pięknie ilustrowanego komiksu o Van Goghu. Jego prace są iście rewelacyjne i budują doskonały klimat całości a ogląda się je z wielką przyjemnością. I choćby dla nich tylko warto po „Myszarta” sięgnąć.
|
autor recenzji:
wkp
21.03.2020, 07:14 |