autor recenzji:
Mamoń
24.03.2020, 17:56 |
AGEN IZ VERY, VERY GUD
René Goscinny, francuski pisarz i scenarzysta polskiego pochodzenia, to jeden z najwybitniejszych autorów humorystycznych opowieści w dziejach. To on pisał najlepsze tomy Lucky Luke’a, chociaż w tym wypadku nie był twórca postaci, a jedynie dołączył do tworzenia serii w trakcie, napisał cykl „Umpa-pa” czy przygody Asteriksa oraz dał światu „Mikołajka”. Był także współtwórcą rewelacyjnego „Iznoguda” i właśnie ta ostatnia seria ukazuje się od pewnego czasu na polskim rynku w formie zbiorczych tomów. Pierwszy z nich był iście rewelacyjny, na drugi czekałem więc z wielką niecierpliwością i muszę powiedzieć, że jest równie doskonały, co poprzednik i tylko rozpala czytelniczą ochotę na więcej.
Jak zostać kalifem w miejsce kalifa? To pytanie nieustannie zadaje sobie żądny władzy wezyr Iznogud, któremu nie wystarcza rola głównego zausznika władcy Bagdadu, Haruna Arachida. Najchętniej sam zająłby jego fotel, problem w tym, że przywódca, mimo iż łatwowierny i spokojny, nie zamierza ustępować. Dlatego też Iznogud na każdym właściwie kroku stara się znaleźć sposób by zrealizować swoje plany. By tego dokonać, nie cofnie się przed niczym, problem w tym, że jego pomysły na zastąpienie kalifa są równie złożone i szalone, co… nieudane. Czy wezyr w końcu spełni swoje marzenie? I co wyniknie z kolejnych jego działań? Na pewno dużo szalonych przygód, bo w tym tomie Iznogud spróbuje wysłać kalifa na Księżyc, skłócić go z kolejnym potężnym przeciwnikiem czy… umyć mu zęby!
Doskonale pamiętam, jak „Iznogud” debiutował na polskim rynku ponad dwadzieścia lat temu, na łamach nieistniejącego już magazynu „Świat komiksu” (od którego potem swą nazwę wzięła linia wydawnicza „Klub Świata Komiksu”). Jak wiele zapoczątkowanych tam serii, tak i on wkrótce doczekał się wydania albumowego, jednak po publikacji szóstego tomu – a był to rok 2002 – seria została przerwana. A teraz wróciła w albumach zbierających po cztery oryginalne tomy i co ważne, nie pomijających żadnych opowieści.
Oczywiście już samo wydanie robi duże wrażenie i prezentuje się znakomicie, ale najważniejsza i tak jest zawartość, a ta stoi na naprawdę rewelacyjnym poziomie. „Iznogud” to specyficzna, ale typowa dla Goscinnego seria, pełnymi garściami czerpiąca z najróżniejszych źródeł. Kawał doskonałej satyry (czasem bardzo niepoprawnej polityczne, ale przez to tym cenniejszej, szczególnie w dobie, gdy owa poprawność jest po prostu modna), gdzie opowieści dla dzieci zyskują głębię, którą w pełni zrozumieją i docenią dopiero dorośli. Pozostaje przy tym ciekawa, pełna akcji, przygód i humoru sytuacyjno-słowno-obrazowego, dostosowanego do czytelników w najróżniejszym wieku.
Po lekturze „Iznoguda” pozostaje nie tylko niedosyt, ale także i wrażenie, że to opowieść wyglądająca tak, jak wyglądałyby „Opowieści tysiąca i jednej nocy”, gdyby były filmem z Louisem de Funèsem. De Funès to zresztą idealny odtwórca roli Iznoguda – kiedyś tak sobie o nim myślałem, nie mając pojęcia, że rzeczywiście chciano by to on wystąpił w tej roli. Szkoda, że taki obraz nigdy nie powstał, za to trzeba się cieszyć świetną serią, w której Goscinny wspina się na wyżyny swojego talentu, w tyle zostawiając takie dokonania, jak choćby „Lucky Luke”. Świetnie przy tym zilustrowana przez Jeana Tabaryego, zachwyca na każdym kroku. Warto ją poznać i to jeszcze jak.
autor recenzji:
wkp
20.03.2020, 06:40 |