TROLLE WRACAJĄ
Kiedy w 2001 roku Egmont zaczął wydawać komiksy ze świata Troy odpuściłem je już bodaj po dwóch pierwszych albumach o Lanfeuście. Powrót do serii po latach okazał się być zgoła inną przygodą.
A Scotch Arleston stworzył całe, bogate uniwersum. Podstawą jest „Lanfeust z Troy”. Później doszły „Lanfeust w kosmosie” i „Odyseja Lanfeusta”, a także „Zdobywcy Troy”. Wreszcie całość dopełniają „Trolle z Troy”. W sumie to nie dziwi. Przecież trolle obecne są w cyklu podstawowym. Dlaczego więc tym miłym (sic!), sympatycznym (sic2!) i przytulnym (sic3!) futrzakom Arleston nie miałby poświecć odrębnej serii? Tym bardziej, że w trollach jest moc!
„Życie trolli było proste i przyjemne. Większą część czasu spędzały na polowaniu, jedzeniu i spaniu. Później polowały, jadły i spały. A następnie polowały, jadły… Niekiedy robiły też inne rzeczy, po których panie trollice rodziły dzieci”. Nuda? Niekoniecznie. Zwłaszcza, jeśli tuż obok wioski trolli zwanej Falomp leży sobie zamieszkała przez ludzi mieścina Klostio. A do niej z kolei zaglądają osadnicy z Eckmulu, z żądnym zemsty czcigodnym Rito Furiatu, któremu trolle zalazły za skórę.
Właśnie na próbach zemsty ludzi i skuteczniej obronie trolli przed ich atakami Arleston buduje scenariusz całej serii. Zajęte zwykłymi rzeczami – jak polowanie na shil-shila, popijanie gorącej krwi czy przyglądanie się śladom pozostawianym przez smoki na niebie – nie zawracałyby sobie przecież głowy ludźmi. No, chyba że zabrakłoby im ludziny w spiżarni. Ale zaczepiani przez przedstawicieli naszego gatunku siłą rzeczy zostają wciągnięci w intrygi serwowane przez takie postacie jak mędrzec Przy-Dup’as, baron smrodu Toi Toi, Święhubert Darzbór, stażysta Akademii Eckmulu Tak Tak, cudotwórczyni Pica Nawodzie czy wspomnainy już czcigodny Risto Furiatu latający na swym Fafiku III.
Jak pojemna jest wyobraźnia Arlestona, świadczyć może świadczyć różnorodność sytuacji, w jakie wrzuca swych trollich bohaterów: Tetrama, jego małżonkę Picipellę oraz ich dzieciaki Gnompoma, Latrynellę i Lowellasa, a także wychowaną przez nich dziewczynę Wahę. Swą głupotą, siłą i obżarstwem - przy wsparciu Wahy - wykręcą się ze wszystkiego. Nawet kiedy na horyzoncie pojawia się zespół The Trolling Pląs z niesamowitym Dżaberem na wokalu. Byleby tylko w pobliżu nie było wody. Bo wtedy nikt za trolle nie ręczy...
W świecie trolli Arlestona nie wspiera rysunkowo Didier Tarquin (patrz „Lanfeust z Troy”, „Lanfeust w kosmosie” oraz „Odyseja Lanfeusta”) lecz Jean-Louis Mourier. Niewielka to jednak zmiana. I jeden, i drugi doskonale czują się w świecie wymyślonym przez scenarzystę.
Dlaczego teraz Lanfeust trafia na moją półkę? Może dlatego, że serię dostajemy w większych porcjach? Wydawca pojedyncze odcinki – publikowane przez lata - poskładał teraz w integrale po cztery-pięć albumów każdy. Dzięki temu za jednym zamachem możemy wchłonąć większą dawkę opowieści. Dawkę, która pozwala na dłużej „zostać ” w szalonym świecie Troy.
autor recenzji:
Mamoń
22.03.2020, 13:47 |