Wydawnictwo Egmont od 2017 roku przybliża nam, w solidnych tomiszczach, bardzo mocne historie związane z Punisherem. Opowieści wydane w pierwodruku w ramach „Marvel Comics MAX Comics” są nacechowane brutalnością i brakiem cenzury! Uwaga, są skierowane wyłącznie do dojrzałego czytelnika. W poprzednim siódmym tomie, znalazło się mnóstwo wspaniałych historii np. kontynuacja walki Franka Castle z Barakudą, plus kilkukrotnie wznawiana w naszym pięknym kraju, opowieść pt. Born, ale także niebanalna i genialna historia „The Punisher: The End”, do scenariusza Gartha Ennisa i w oprawie graficznej legendy – arcymistrza Richarda Corbena.
Tymczasem, ósmy zbiorczy tom "Punishera" (Max) to istna petarda! Jest to kolejna świetna historia z udziałem Franka Castle'a i kolejne maksymalnie ekstremalnie brutalne dzieło. Od razu nadmieniam, iż jest to dzieło obrazoburcze i wyłącznie dla bardzo dojrzałego czytelnika. Żeby było jasne, fabularnie jest to pełnokrwista historia i zarazem swoista kontynuacja przygód Punishera. Odbywająca się po walce z z Barakudą, ale także jest to komiks, w którym nie ma żadnych zahamowań. Tym razem scenariusz powstał spod pióra Jasona Aarona, zaś oprawa jest dziełem śp. Steve'a Dillona.
Ba, jednego i drugiego twórcy nie trzeba przedstawiać w naszym kraju. Takie seriale jak: „Hellblazer”, „Kaznodzieja”, „Skalp” - są doceniane i pierwszorzędne!
Tym razem nasz Frank Castle trafia na starego i nowego wroga. Akcja komiksu rozpoczyna się od kontynuacji walki z rodzinami mafijnymi, gdzie nasz Frank trafił na arcyłotra. Ta dam! Pam! Ta dam! Ważniak powrócił! Kto? Wilson Fisk! Kto? Kingpin!
W mordę jeża! Że co panie dziejaszku! Nie sposób wyjaśnić za wiele. Nie sposób wyjaśnić za wiele i nie zdradzając za wiele.
Tyle tylko napiszę, iż od tego momentu rusza jazda bez trzymanki. Dzieje się, poziom akcji i sposobów mordowania, walki, starć ulicznych, obrazów piersi, seksu i czystej agresji, w tym pod postacią wszelkiej maści psychopatów np. Bullseye, ale i scen obrazoburczych, np. wbijania gwoździ w mózg i innych drastycznych scen - ba - to do tej pory nie było i nie spotkałem, aż w takiej intensywności w jednym komiksie o Punisherze. Jest tu wszystko! Wszystkie granice zostały otwarte! Mury runęły!
Jedno zdradzę! Obraz naszego chojraka został przewrócony, rozdarty, zrzucony z cokołu. Albowiem np. po raz pierwszy Frank Castiglione zabija tu (z zimną krwią) policjanta! Sic!
Autorem tej historii jest Jason Aaron - ceniony scenarzysta, systematycznie nominowany i nagradzany Eisnerem! W tym miejscu muszę zaznaczyć, iż jestem ultra fanem jego inwencji komiksowej i tej jego wyobraźni, a dającej taki piorunujący efekt! Ba, przy której człowiek odpoczywa! Ba, pomimo obrazoburczości! Albowiem, przy jego komiksach umilasz sobie czas!
Wiem, że nie tylko ja mam takie odczucia, a niniejszy tom „Punishera” jest tego dobitnym przykładem. Albowiem, Jason Aaron ze starych schematów wyciągnął, wyłuszczył i dodał do tej opowieści coś swojego i nowego! Nie po raz pierwszy potrafił zbudować napięcie, nawet na stałych i od lat używanych przez niego motywach, a którymi stara się zszokować czytelnika. Do tego wszystkiego ma specyficzne poczucie dobrego smaku i sarkazmu, które - albo uwielbia się, albo nienawidzi.
W każdym momencie, czuć tu awanturniczy klimat, ale i co rusz będziesz zaskakiwana i zaskakiwany zarówno sposobem epatowania kontrowersyjnymi scenami, ale także wszelakim tłem i kontekstem wydarzeń, w których bardzo często chodzi o coś więcej! Albowiem tu wszystko jest inne, takie od Aarona, a takich smaczków np. natury psychologicznej jest w tym tomiszczu multum.
Od razu należy wspomnieć, że nie byłoby tego świetnego efektu – bez tytanicznej pracy śp. Steve'a Dillona. Ba, krytykowanego za swój powtarzalny i „łopatologiczny” styl, a przecież w tej powtarzalności była i jest siła! Ba. tkwiła jego rozpoznawalność i przede wszystkim czytelność przekazu. Na marginesie. Jego ostatnim rysowanym przed śmiercią komiksem był przecież, ta dam, „Punisher”!
Kontynuując! Oceniany albumik (od solidnego wydawnictwa Egmont Polska) został wydrukowany bardzo porządnie, w taki sam sposób, jak poprzednie tomy tzn. na twardo, na kredzie i z dodatkami (szkicami i okładkami amerykańskich zeszytówek). Dodam także, iż kolory mają głębię, a do tego proporcje planszy do kadrów i dymków, w których wprowadzono klasyczne liternictwo są ogromnie estetyczne i czytelne, a przekład Marka Starosty jest najlepszego sortu! Jednym zdaniem korekta i DTP nie pokpiły sprawy!
Podsumowując! Niniejsza część opowieści o "Punisherze" jest skierowana wyłącznie do dojrzałego czytelnika! Pamiętaj, o tym, aby ten komiks nie trafił w ręce dzieci!
W pewien sposób i to pomimo wtórności historii, ta opowieść wnosi nową cząstkę - niczym bozon Higgsa - do dziejów Franka. Dzięki temu opowieść ta nie zawodzi i trzyma wysoki poziom, a nawet w lekturze ogromnie szokuje! Nie bez kozery dodam, jest to kolejna świetna opowieść z udziałem Franka Castiglione i kolejne soczyście i maksymalnie brutalne dziełko, które warto posiadać w swojej biblioteczce!
„Punisher” dzieli i rządzi!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
27.04.2020, 17:31 |