ŻBIK ZEBRANY. PO RAZ PIERWSZY…
Dziewięć zeszytów, komiksy prasowe, do tego szereg dodatków i... trzy okładki do wyboru. Pierwszy tom wydania zbiorczego serii „Kapitan Żbik” jest już faktem.
Te zeszyty to komiksy od pierwszego „Ryzyka” do „Kryształowych okruchów”. Przez dekady były najbardziej poszukiwanymi „Żbikami”. Ich ceny na portalach aukcyjnych szły w setki złotych. Przed kilkoma laty wreszcie pojawiły się wreszcie tanie wydania, które przygotował szczeciński Ongrys (wydawca, który w swym portfolio ma m.in. reedycje komiksów z PRL). Teraz zaś pierwsze „Żbiki” zebrał w gruby tom w twardej oprawie z dodatkami.
Krótko o komiksie. Zeszytowy Żbik objawił się w 1968 roku. Wtedy w kioskach ukazało się „Ryzyko” z dopisaną jedynką. Zapoczątkowało całą serię, która w roku 1982 dobiła do numeru 53. Przez lata te przez serię przewinęła się cała plejada rysowników. Od Zbigniewa Sobali, przez m.in. Mieczysława Wiśniewskiego, Jana Rockiego, Andrzeja Kamińskiego, Grzegorza Rosińskiego, Bogusława Polcha po Jerzego Wróblewskiego. Dla części była to efemeryczna przygoda z komiksem. Dla innych - jak dla Rosińskiego, Polcha czy Wróblewskiego - drzwi do świata komiksów. Za scenariusze serii odpowiadał głównie Władysław Krupka. Milicjant, który kolorowymi zeszytami przybliżał pracę swojej formacji.
Dla czytelników seria była możliwością obcowania z kryminalnymi scenariuszami. Nie były to oczywiście rozgrywki na miarę zachodnich filmów z Jamesem Bondem, ale rozpalały zmysły młodych czytelników. Co z propagandą, którą wielu „Żbikowi” zarzuca? Nie są to komiksy z nachalną gloryfikacją milicji. Raczej fabułki pokazujące - na ile było to możliwe - kulisy pracy PRL-owskich stróżów porządku. Fakt, że część scenariuszy Krupki trąci myszką, ale dziś ma to swój urok. Znacznie ciekawsze są dokonania rysowników. Oczywiście w pierwszym zbiorku wyróżniają się prace Grzegorza Rosińskiego („Diadem Tamary” oraz „Tajemnica Ikony”). Ale sporo uroku mają też oldskulowe prace Zbigniew Sobala (podzielone na trzy zeszyty „Ryzyko”) czy narysowany w „klossowej” manierze zeszyt Wisniewskiego („Śledzić fiata 03-17WE”).
W pierwszym, grubym „Żbiku” znalazły się także dwa komiksy wydane pierwotnie na łamach prasy. To „Pięć błękitnych goździków” i „Dziękuję kapitanie” (tę druga historię później przerobiono na zeszyt; pierwsza przez dekady była szerzej nieznana). Dostajemy też komplet okładek – w tym wersje alternatywne – jednoplanszówki z cyklu „Za ofiarność i odwagę”, kilka plansz promujących bezpieczeństwo oraz listy od kapitana Żbika, które uzupełniały oryginalne zeszyty. Są też biogramy twórców oraz…
Trzy wersje okładki do wyboru. Tę podstawową stworzył Łukasz Ciaciuch. Po tym, gdy wydawca zaprezentował ją w Internecie, posypały się na nią gromy. Że bez klimatu, że niekanoniczna, że nieudana kompozycyjnie, że postaci nie takie do jakich przyzwyczajeni są czytelnicy. W efekcie czytelnicy dostali do wybory jeszcze dwie inne – z rysunkami Zbigniewa Sobali i Grzegorza Rosińskiego.
Edytorsko bez zarzutu. Treściowo? Jak to z klasyką. Znać wypada. A CDN...
Andrzej "Mamoń" Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
17.04.2020, 19:15 |