HEROSI NA KOZETCE PSYCHOTERAPEUTY
Lubicie objechanych superbohaterów? Ja – jeśli mam być szczerym – uznaję tylko takich. Że wspomnę o „Lobo”, uniwersum „Czarnego Młota”, „Kaczorze Howardzie” albo szalonych tomach „Początki Marvela”. Są oczywiście małe wyjątki od tej reguły. To wybrane komiksy z „Batmanem”, „Daredevilem”, „Wolverine” oraz pojedyncze, grubsze tomy – jak „Strażnicy” czy „Vision”. Ale to naprawdę nieliczne wyjątki, zajmujące zaledwie niewielki ułamek miejsca na komiksowych półkach. Na „amerykańskiej” półce stoi sobie też superbohaterska seria „Doom Patrol”.
Składające się z trzech tomów wydawnictwo zbiera zeszyty serii „Doom Patrol” ukazujące się na początku lat 90. XX wieku. Scenariusze do nich stworzył szkocki autor Grant Morrison. W sumie miał wolną rękę przy ożywianiu „trupa”. Seria sięga bowiem korzeniami do szalonych lat 60. XX wieku kiedy to "patrolowcy" pojawili się obok klasycznych serii z Marvela i DC. Miejsca zbyt długo nie zagrzali. Później objawili się jeszcze pod koniec lat 80. Wreszcie na dłużej zostali przy życiu za sprawą Morrisona właśnie. Przestali być wtedy zwykłymi superbohaterami, stworzonymi na wzór i podobieństwo wielu podobnych im kreacji, ale stali się boahetrami z krwi i kości. Wszytsko za sprawą tematów poruszanych przez Morrisona.
Clidd Stelle, Larry Trainor, Dorothy Spinner czy Szalona Jane, którzy prowdzą nas przez opowieść mają rozterki, problemy, a pod maską bohaterów są postaciami, które czują. Morrison w swoim komiksie pokazał postaci potrzebujące pomocy psychoterapeutów. Pokazał ofiary agresji domowej, przemocy seksualnej, narkomanów, alkoholików i ludzi zagubionych w obrazach jakie podsuwa im własna głowa. "Wstawił" ich do świata hochsztaplerów, wizjonerów zwiastujących apokalipsę, szaleńców wierzących w kreowanie nowych istot oraz wariatów marzących o prezydenturze. Przez to zbudował kogoś więcej niż tylko puste, "blaszane" czy "trykotowe" postaci, z jakimi mieliśmy do czynienia w superbohaterskich początkach przypadających głównie na lata 60. i 70. XX wieku.
Fakt, Morrison żongluje motywami znanymi z komiksów Marvela i DC - wiadomo, musi być ten zły, musi być dobry; muszą być superbohaterskie ujęcia, sceny walki - ale to przykrywka do opowiedznaia głębszej historii o zagubieniu ludzi we współczesnym (tak naprawdę niezależnie od tego, o jakiej współczesności mówimy) świecie.
"Doom Patrol" graficznie unosi się ponad typową, superbohaterską sieczką. Jest w niej nastrój psychodelii (np. rowerowy autobus wywołujący odjazy jak po LSD), jest mrok, ale są też nawalanki. Podobnie prezentują sie wybrane odcinki cyklu "Sandman" czy "Lucyfer" . Richard Case (wspierany przez kilku innych artystów) wychodzi poza superbohaterskie łamy. Pełnego odjazdu jednak jeszcze odrobinę mi brakuje. Nieco więcej psychodelii jest na okładkach Simina Bisleya. I - nie powiem - ciekawi mnie, jak on pokazałby "doompatrolowe" rozterki bohaterów.
Andrzej "Mamoń" Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
21.05.2020, 12:47 |