ZABIĆ LEGENDĘ
Każdy czytelnik komiksów spod szyldu superhero wie, że śmierć superbohaterów, szczególnie w uniwersum Marvela, jest rzeczą bardzo względną. Zabijanie wiodących postaci przyciąga wprawdzie czytelników, ale nawet najwięksi fani najczęściej już przyjmują je ze wzruszeniem ramion. Wiadomo w końcu, że bohater przecież wróci. Co nie znaczy, że nadal nie można opowiadać dobrych historii o zgonach obrońców sprawiedliwości, a jedną z nich – nie tyle dobrą, co rewelacyjną – jest „Śmierć Kapitana Ameryki”, będąca zwieńczeniem pewnego etapu rewolucyjnej opowieści Eda Brubakera. Komiks częściowo znany już w Polsce dzięki tomowi Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela „Poległy syn”, stanowiącym też znakomite uzupełnienie przedstawionych tu wydarzeń.
Wybuchła wojna domowa między bohaterami. Ci, którzy popierają ustawę o rejestracji superbohaterów i sankcjonowania ich działań przez rząd stają po stronie Tony’ego Starka. Ci zaś, dla których takie rozwiązanie stanowi duże ryzyko odkrycia przez wrogów ich tożsamości, co stanowiłoby zagrożenie dla wszystkich bliskich im osób, wraz z Kapitanem Ameryką zostają buntownikami. Ale jak wiadomo, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Red Skull i jego ludzie zaczynają działać, by zabić Kapitana. Czas ucieka, sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a zagrożenie może okazać się tym razem tragiczne w skutkach…
Pomysł na śmierć superbohaterów, jak większość innych pomysłów, Marvel ukradł DC. Co prawda to Marvel pierwszy porwał się na rewolucyjny krok, jakim było zabicie Gwen Stacy – nigdy wcześniej ukochana żadnego bohatera nie została uśmiercona – jednak dopiero gdy w 1993 roku DC, nie mając za bardzo pomysłu na odwleczenie w czasie momentu ślubu Supermana, postanowiło go uśmiercić, zaczęła się prawdziwa rewolucja. Po praz pierwszy w dziejach główny bohater naprawdę umarł i chociaż potem wrócił, świat komiksu nie był już taki sam. O jego zgonie rozpisywały się poważne media na całym świecie, sprzedaż komiksu poszybowała w górę, a Marvel postanowił podkraść ideę i zaczął wręcz hurtowo zabijać i ożywiać swoich bohaterów. Obecnie chyba ciężko znaleźć herosa z jego stajni, który nie umarłby co najmniej raz, ale wydawca nadal uwielbia co jakiś czas serwować nam takie historie – w Polsce niedawno mogliśmy czytać chociażby „Śmierć Wolverine’a”.
Jak widzicie, tego typu historie to nic innego, jak odcinanie kuponików. Bo jak eventy, tak i one sprzedają się znakomicie. Jednak czasem nawet wśród nich zdarzają się perełki, a „Śmierć Kapitana Ameryki” to bezwzględnie jedna z nich. Fabuła to świetny thriller sensacyjny. Brudny, mocny, pełen akcji, ale akcji przyziemnej, dojrzalszy przy tym, niż większość podobnych opowieści. Dobre tempo, zwroty akcji i znakomite dialogi w połączeniu z rzadko spotykaną w superhero zwyczajnością zmieniają ten album w rewelacyjny komiks, który czyta się z zapartym tchem.
Komiks doskonale przy tym zilustrowany, mroczny i realistyczny. Świetna, dopracowana kreska, znakomity kolor, do tego rewelacyjne wydanie… Wszystko to składa się na album, który koniecznie powinniście poznać. Tak samo zresztą, jak i pozostałe tomy serii. Album zarówno dla fanów postaci, jak i tych, którzy za harcerzyowatym Kapitanem Ameryką nie przepadają. Run Brubakera do dziś pozostaje jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym runem w dziejach tej serii i zarówno tomy takie, jak „Zimowy żołnierz” czy właśnie „Śmierć Kapitana Ameryki” tylko potwierdzają klasę tak opowieści, jak i autora.
|
autor recenzji:
wkp
08.06.2020, 13:02 |