DALTONOWIE ZNIKNĘLI
Kolejny „Lucky Luke” na polskim rynku to dzieło stworzone przez nietypowego dla serii autora. Najbardziej z dzielnym kowbojem kojarzeni są René Goscinny i Morris. Nikt też nie zaprzeczy, że tacy kontynuatorzy, jak Xavier Fauche, Jean Léturgie czy nawet Lo Hartog Van Banda też zapisali się na stałe w jej historii. A niejaki Patrick Nordmann? Właśnie, kto z nas go kojarzy? Nikt? Nie ma to jednak znaczenia, bo napisany przez niego album „Prorok” to kawał świetnego komiksu o Luke’u, który nawet mimo ogranego tematu czyta się doskonale i wcale nie odstaje poziomem od innych części serii.
Daltonowie. Któż ich nie zna. Czterech braci, którzy chyba więcej życia spędzili w więzieniach, niż na wolności, co i rusz uciekają zza krat i uprzykrzają życie wszystkim, by znów dać się złapać Lukcy Luke’owi i… od nowa zacząć ten sam zamknięty krąg. Teraz też planują ucieczkę, ale oto w zakładzie karnym poznają pewnego proroka, który okazuje się prawdziwą kulą u nogi, kiedy wreszcie wracają na wolność. Nikt nie wie jednak, jak wielką i ciężką…
Lucky Luke tradycyjnie rusza za Daltonami w pościg i tu pojawia się problem. Nigdzie ich nie ma. A przynajmniej nigdzie tam, gdzie są banki i salony, czyli to, co ich przyciąga. Ale gdzie mogli się podziać? I co się za tym kryje?
Co zatem można powiedzieć o Patricku Nordmannie? Przede wszystkim to, że nie został scenarzystą „Lucky Luke’a” przypadkiem. Może nie jest on szczególnie znany ze sceny komiksowej, należy jednak zauważyć, że to szwajcarski dziennikarz i satyryk radiowo-telewizyjny, a że „LL” to w końcu satyra właśnie – i to wcale nie tylko na Dziki Zachód – pasował tutaj bardzo dobrze. Jak jednak sprawdził się w pisaniu scenariuszy?
Dobrze. Nawet bardzo. Album jest lekki, zabawny, pouczający, niegłupi, ma swój klimat, dobrą akcję i dużo wszelkiej maści humoru, czyli wszystko to, czego oczekujemy od „Lucky Luke’a”. Wszystko utrzymane jest na poziomie do jakiego przywykliśmy i dostosowane zarówno do oczekiwań młodego, jak i dorosłego odbiorcy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, każdy też znajdzie coś nieco innego, a co ważniejsze wszyscy będą bawić się równie dobrze, nawet jeśli nie lubią westernów. W końcu „LL”, poza realiami, ma z nimi tyle wspólnego, co „Asteriks” z historycznymi opowieściami o starożytnych Rzymianach, choć jednocześnie przecież zachowuje też to, czego miłośnicy gatunku oczekują.
Wszystko to wieńczy znakomita szata graficzna. Klasyczna cartoonowa kreska, świetna mimika, równie znakomity klimat i ta magia, której nie da opisać się słowami. Do tego dochodzi tradycyjnie znakomite wydanie w dobrej cenie, stanowiące swoistą kropkę nad i. Kto lubi dobre komiksy dla całej rodziny, a nie zna tego tomu czy po prostu w ogóle nie miał okazji czytać „Lucky Luke’a”, powinien koniecznie sięgnąć po któryś album. Ten, jak wszystkie pozostałe, znakomicie nadaje się jako początek przygody z tym światem i bohaterami, jak i jej kontynuacja.
|
autor recenzji:
wkp
24.07.2020, 07:33 |
DALTONOWIE ODZYSKUJĄ WIARĘ?
Scenariusze komiksów z serii Lucky Luke zasadniczo można podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowią historie opierające się na kolejnych aspektach podboju Dzikiego Zachodu. W grupie tej są takie albumy jak np. "Szyny na prerii", "W górę Missisispi" czy "Śpiewający drut". W drugiej grupie są wszystkie komiksy, w których - kolejny raz - główne role grają Daltonowie. To np. "Daltonowie i zamieć", Tortilla dla Daltonów", "Daltonowie na kuracji" czy "Daltonowie na ślubie". Czasami pojawiają się też historie łączące te dwie grupy. Jedną z nich jest wydany właśnie "Prorok".
Sam tytułowy prorok świetnie pasuje do pierwszej zdefiniowanej przeze mnie grupy. W czasach, gdy Dziki Zachód był dopiero zamieszkiwany, nie brakowało na nim różnej maści hochsztaplerów szukających naiwnych głupków (tych na Dzikim Zachodzie też było na pęczki). Nie brakowało tam więc wyzyskiwaczy, szarlatanów i samozwańczych guru jak fałszywi prorocy właśnie. Takim prorokiem jest Dunkle. Osadzony w więzieniu, do którego trafiają - który to już raz - Joe, William, Jack i Averell Daltonowie.
Szczególnie ten ostatni (dziwnym nie jest!) okazał się być podatnym na słowo boże. Reszta – korzystając z okazji – postanowiła wykorzystać proroka w jeszcze jednej ucieczce z pudła. I kiedy po wyjściu na wolność prorok Dunkle przekonuje do siebie kolejnych braci słabych w wierze, Daltonowie próbują robić to, co najlepiej im wychodzi. Napadać, kraść, kantować, grabić, podpalać i niszczyć. Tym razem w maskach dobrotliwych obywateli wpasowujących się w religijną społeczność.
Napisany przez Patricka Nordmanna odcinek jest już 68. albumem w kultowej serii o kowboju strzelającym szybciej od własnego cienia. I jest odcinkiem ponadprzeciętnym. Sporo w nim świeżości głównie z racji niewykorzystywanego do tej pory patentu z religią. A przecież religia była obecna na Dzikim Zachodzie, podobnie jak kolej, saloony, Indianie, telegrafy, pierwsze mosty czy zakapiory pokroju Daltonów właśnie. I jest doskonałym punktem wyjścia do napisania zabawnej historii, korzystającej z wszelkich jej jasnych i ciemnych stron. Dobrze więc, że i tym wątkiem dopełniony został cykl rysowany przez nieodżałowanego Morrisa (1923-2001).
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
10.07.2020, 20:40 |