SZCZURY I SKURWYSYNY
Timof - wraz z tłumaczem Kubą Jankowskim - kontynuuje podróż przez Portugalię, w trakcie której panowie wyłapują komiksowe ciekawostki z tego państwa. Tym razem proponują czytelnikom ciekawym tego, co na krańcu półwyspu Iberyjskiego słychać, album bazujący na autentycznych wydarzeniach z połowy lat 70. XX wieku.
Gwinea Bissau do 1974 roku formalnie była kolonią portugalską. Ale lata 60. i początek lat 70. był okresem wojny o niepodległość. W 1963 roku do walki zbrojnej stanęła działająca już od połowy lat 50. Afrykańska Partia na rzecz Niepodległości Gwinei i Wysp Zielonego Przylądka (Partido Africano da Independência da Guiné e Cabo Verde - PAIGC). W 1973 roku bojownicy ogłosili niepodległość swego kraju. Później zaczęli rozprawiać się z tymi, którzy - wcielani siłą do proportugalekich jednostek wojskowych - stali po stronie kolonizatorów. Chwili przejścia spod zwierzchnictwa portugalskiego na ścieżkę samostanowienia poświęcony jest komiks "Szczurwysyny".
Fabułę tworzą dwie sceny. Latem 1973 roku niedobitki formacji "Corvos" kryją się przed wojownikami PAIGC. Pod szyldem "Crovos" kryją się i Portugalczycy, i wcieleni do formacji rodowici Gwinejczycy. Wiedzą, że coś się kończy. Dlatego trudno mówić o wierze w dalszą walkę. Upadające morale sprawiają, że niektórym zaczyna odwalać. To bardziej trwanie na bagnach. Trwanie i wspominanie. Domów, z których zostali wyrwani, rodzin. To zachwycanie się - po trawie i alkoholu - "zapachem tropikalnego lata". Czasami też wspominanie "chlubnych" chwil żołnierza portugalskiego na obcej ziemi, znaczonej morderstwami i gwałtami. Do tego dochodzą starcia z atakującymi - siłami walczącymi o niepodległość. Zimą 1975 sytuacja się zmienia o 180 stopni. Na celowniku są niedobitki armii portugalskiej. Jednym z nich jest Camoes - człowiek, którego spotkaliśmy już w roku 1973. Zaczyna się jatka porównywana do tej, jaką wcześniej serwowali miejscowym okupanci. Różnica jest tylko taka: dziś nikt nie pamięta, że do portugalskiej armii nie szło się na ochotnika, ale było się do niej wciąganym siłą.
Luis Zhang (scenariusz) i Fabio Veras (rysunki) "Szczyrwysynami" próbują dokonać rozrachunku z trudnym okresem w historii swego kraju. Z dramatami dotyczącymi i walki, i czasów które wydawać się powinny już spokojnymi. Pokazują, że koszmarem jest nie tylko walka z wrogiem, ale często koszmar zaczyna się dopiero już "po", kiedy zaczynają się czystki. Zresztą... To nic nowego. Weźmy stosunki polsko-ukraińskie z Wołyniem i Akcją "Wisła" na czele. Weźmy konflikty w rozpadającej się Jugosławii. Ale też tzw. wyklętych, którzy dokonywali pacyfikacji białoruskich wsi na Białostocczyźnie. Autorzy pokazują, że szczury szybko stają się skurwysynami, a skurwysyny szczurami. I już nikt nie wie kto tak naprawdę jest szczurem, a kto skurwysynem...
Z dobrym scenariuszem Luisa Zhanga korespondują rysunki Fabio Verasa. Na jego planszach dużo jest ekspresji. Zmontowana całość sprawia wrażenie szkiców pociągniętych czarnym tuszem z nałożonymi na nie szarymi plamami. Nie jest to typowy realizm, ale absurd bratobójczych starć, przerażenie z nim związane, zostało w pełni oddane. Do tego dochodzi jeszcze mangowa stylistyka w scenach walki.
Czy to ważny komiks? Czy to komiks przełomowy? Dla Portugalczyków pewnie tak. Polski czytelnik potraktuje ten album jako kolejną uniwersalną historię z pacyfistycznym wydźwiękiem (choć były już lepsze - jak wydany niedawno album Shangri-La", czy kultowa "Wieczna Wojna"). Jako swoistą ciekawostkę z dalekiej Portugalii. Podobnie jak wcześniej np. "Powroty" czy "Bal".
Andrzej "Mamoń" Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
21.06.2020, 15:12 |