MOZART W MYSIEJ SKÓRZE
W poczet malarzy weneckich zapisać możemy kolejne nazwisko. To Gradimir Smudja. Nie, jego prac nie znajdziemy w galeriach sztuki, nie wiszą w najlepszych muzeach europejskich. Serbski artysta „uprawia” poletko komiksowe. Ale w jaki sposób!
Kolejnym dowodem jego malarskiego geniuszu jest wydany właśnie „Myszart w Wenecji”. To drugi komiks, którego bohaterem jest mała myszka będąca uosobieniem (umyszowieniem?) samego Wolfganga Amadeusza Mozarta. W pierwszym albumie – zatytułowanym po prostu „Myszart” – zaglądaliśmy na austriacki dwór cesarski. Rysownik miał więc okazję, by na plansze przenieść arystokratyczne zwyczaje i stroje, a także wypełnione barokowym przepychem pałacowe wnętrza. I było to barokowe cacuszko. Pełne przepychu, kolorów, napuszenia, ale i elegancji. Taki już jest barok… Drugim albumem Smudja przebił jednak samego siebie.
Powtórzę. Wenecja ma nowego artystę! Nazywa się Gradimir Smudja. Nie przesadzam. To, co zrobił na komiksowych planszach pokazując i miejsca dla Wenecji charakterystyczne (Bazylika Świętego Marka, Pałac Dożów, plac Świętego Marka, most Rialto, pałace stojące wzdłuż Canale Grande), i te wymyślone, acz osadzone w mieście na wodzie (liczne kanały, mostki, nabrzeża) jest trudne do opisania. W kadrach – a często to całe plansze – wyraźnie widać nawiązania do wielkich artystów Wenecji. Pierwszym jest oczywiście Giovanni Antonio Canal (1697-1768) zwany Canaletto. Drugim – jego siostrzeniec Bernardo Belotto (1721-1780), również ukrywający się pod tym samym przydomkiem. To oni znani są z serii widoków Wenecji. Kolorami, sposobem nakładania farby i światłem bliżej jednak Serbowi do impresjonistów, ekspresjonistów i postimpresjonistów. I tu w jego planszach można znaleźć kilka wyraźnych odniesień do konkretnych autorów. „Zamglona” scena przybycia Myszarta, a później wypłynięcia z Wenecji, to nawiązanie do prac jakie pozostawił po sobie Francesco Guardi (1712-1793). Jeden z widoków „plażowych” z kolei przywołuje na myśl obrazy Georgesa Seurata (1859-1891).
Tyle o stronie graficznej. Stronie nie do opisania! A fabuła? Scenarzysta Thierry Joor przenosząc akcję do Wenecji uniknął wtórności, na którą by się naraził pozostawiając fabułę w tym samym miejscu. Na dworze austriackim trudno byłoby bowiem raczej dopowiedzieć coś nowego, niż w pierwszej odsłonie historii. Wenecja dała mu możliwość zabarwienia historii tajemniczością (wiadomo, karnawałowe maski), niesamowitością (kto był w Wenecji wie co mam na myśli – już samo miasto unoszące się na wodzie jest niesamowitością właśnie) oraz baśniowością (wątek, gdy Myszart spotyka najpierw piękną Cygankę, a później Antonio Stradivariego).
Czyta się to sprawnie, co chwilę jednak zatrzymując na kolejnym fajerwerku graficznym. Fabularnie „Myszart” nie przebije ani „Vincenta i Van Gogha”, ani „Z biegiem sztuki” (dwóch innych, wydanych w Polsce komiksów Serba). To jednak komiks dla młodszego odbiorcy. Taki, którego bohater ma wzbudzać u czytelnika sympatię. I wzbudza. Komiks jest też – o czym już wspomniałem - w punkt barokowy. Ma zachwycać przepychem. No to zachwyca.
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
MAmoń
23.08.2020, 12:35 |
ART OF MYSZ
Pierwszy tom „Myszarta” wydawał się jednorazową wyprawą autorów w komiksowe regiony. Teraz jednak możemy przekonać się, że twórcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i… Właśnie, czy na ten komiks warto było czekać? Jeśli chodzi o ilustracje, absolutnie tak, bo pod tym względem album naprawdę urzeka. Jeśli zaś chodzi o fabułę, cóż, scenariusz tak tego, jak i poprzedniego tomu nie jest szczytem odkrywczości, ale wciąż to kawał sympatycznej rozrywki dla małych czytelników.
Myszart powraca! Po tym, jak dał popis swoich możliwości muzycznych, bierze udział w tournée i teraz czeka na niego piękna Wenecja. To ostatni przystanek na jego trasie, zanim wróci do domu. Od tego i ukochanej Konstancji dzieli go jedynie jeden koncert fortepianowy, ale czy tak będzie w rzeczywistości? Coś wydaje się być nie tak i wszystko może pójść absolutnie nie po myśli naszego mysiego pianisty. Ale jak będzie w rzeczywistości?
Thierry Joor, scenarzysta tego i poprzedniego tomu „Myszarta”, to belgijski redaktor i wydawca opowieści obrazkowych, który pewnego dnia postanowił samemu zająć się ich tworzeniem. Nie miał w tym większej wprawy, a jego opowieść okazała się powielaniem tradycyjnych familijnych schematów historii o antropomorficznych zwierzątkach. Co nie znaczy, że nie była udana, po prostu była jedną z kolejnych takich fabuł, których w popkulturze bynajmniej nigdy nie brakowało ani tym bardziej nie zabraknie.
Drugi tom nie wprowadził rewolucji na tym polu. Fabularnie „Myszart” jest poprawną opowieścią i to tyle. Lekką, prostą, zabawną i z odpowiednio wyeksponowanymi elementami dydaktycznymi. Na pewno czyta się to przyjemnie i bez dwóch zdań żadne z dzieci nie odbierze scenariusza w ten sposób. Ale prawdziwą gwiazdą albumu są ilustracje. Pięknie malowane grafiki Gradimira Smudji pełne są realizmu i urzekającego oddania detali. Nie brak w nich należytej prostoty, ale rysownik w wyśmienity sposób oddaje zarówno te nieskomplikowane drobiazgi, jak i niezbędny dla realiów przepych. Świetnie operuje przy tym światłocieniem i kolorami, a efekt finalny jest tak rewelacyjny, że nie sposób nie wracać do komiksu by jeszcze raz zobaczyć ilustracje.
I właśnie dlatego warto po „Myszarta” sięgnąć. Ale i jako całość, łącznie ze scenariuszem, jest to dobry komiks. Coś, do czego niejeden mały teraz czytelnik chętnie wróci po latach by dopiero wtedy odkryć pełnię piękna grafik Gradimira Smudji. A odkrywać jest co.
|
autor recenzji:
wkp
14.08.2020, 07:36 |