ZAWÓD WIZJONER
Kolejna komiksowa biografia następnego wielkiego wizjonera. Tym razem to Robert Moses. Człowiek, który przez lata kreował nowy Nowy Jork.
Robert Moses to człowiek-instytucja. Wizjoner, który na dobre zmienił oblicze Nowego Jorku. Dość powiedzieć, że działał od lat 20 do lat 70. XX wieku. Załapał się więc na czasy prosperity, upadku i ponownego podnoszenia ku górze. Na swym koncie ma parki, budynki, drogi i autostrady, mosty, place zabaw. To on wymyślał baseny, zagospodarowywał plaże i przekształcał nieużytki w tętniące życiem przestrzenie. Aż jego filozofia – i słusznie – wyczerpała się. Wizja Mosesa – człowieka, który sam nie prowadził auta, ale właśnie autom ułatwiał życie - przegrała z wizją społeczników – z Jane Jacobs na czele - którzy doszli do głosu i zaczęli mówić, że miasto to nie tylko ulice i łatwe poruszanie się po nim na czterech kółkach. Czy to czegoś nie przypomina… Dokładnie. Miast polskich, gdzie wciąż gloryfikowany jest ruch samochodowy. I gdzie do głosu powoli dochodzą ruchy miejskie ze swoimi słusznymi postulatami. Choć w Polsce trudno jeszcze mówić o przełomie na rzecz postulatów społeczników jak ten, który widzimy na kartach komiksu.
Ale tacy wizjonerzy jak Moses (1888-1981) są potrzebni. Nie da się nie docenić ich zasług dla społeczności. Nie da się nie zauważyć kopniaka, jaki dał Nowemu Jorkowi. Pójścia miasta do przodu. Fakt, może Moses przedobrzył jeśli chodzi o czas swego działania. Może wcześniej powinien przekazać pałeczkę w postaci ołówka innym, młodszym? Jednak co by o nim nie mówić - był wizjonerem swoich czasów i zapisał się w dziejach Wielkiego Jabłka. Dlatego wzięcie go na komiksową tapetę nie dziwi.
Scenariusz komiksu „Robert Moses. Ukryty władca Nowego Jorku” napisał znany dobrze na nasyzm rynku Pierre Christin (m.in. "Valerian", "Legendy naszych czasów"). Nie tak dawno zbierał ode mnie pochwały za album „Orwell”. Teraz dostaje wielkiego plusa za komiks o Mosesie. Podobnie jak w przypadku dzieła o autorze „Roku 1984” Christin wyłapał najważniejsze momenty z życia wizjonera od architektury i planowania przestrzennego. Ustawił je chronologicznie, tworząc portret z jednej strony artysty i kreatora, z drugiej – szczególnie w starszym wieku – oszołoma, który nie może pogodzić się z odrzucaniem jego coraz bardziej szalonych wizji. A w komiksowe kadry scenariusz przełożył Olivier Balez. Złapał w nich i biedę slumsów, i międzywojenną elegancję, i powojenny postęp liczony ilością wieżowców oraz nowych kilometrów dróg. Jest w kadrach i modernistyczna prostota, i kolory art-deco, i wyrysowane w szczegółach auta, grające w komiksie przecież ważną rolę. Niekoniecznie pozytywną.
Komiks o Robercie Mosesie ukazuje się nakładem Centrum Architektury. Wpisuje się w nurt, jaki od miesięcy proponuje inny edytor – Marginesy. Kogo więc zachwycał czy wspomniany „Orwell”, czy „Tamara Łempicka” czy też poświęcony innej wizjonerce architektury album „Eillen Gray. Dom pod słońcem”, powinien skusić się i na tę komiksografię.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
16.11.2020, 23:14 |