autor recenzji:
wkp
05.09.2020, 12:10 |
ZWIERZĘCA SOLIDARNOŚĆ
Tomasza Samojlika nie trzeba nikomu przedstawiać. Tak samo Marcina Podolca. Pierwszy znany jest przecież z licznych komiksów poświęconych Puszczy Białowieskiej. Drugi – z serii „Bajka na końcu świata”. Zaskoczeniem jest natomiast fakt, że ich komiksowe ścieżki połączyły się. A efektem współpracy jest dwuczęściowy komiks „Bardzo dzika opowieść”.
Samojlik tym razem występuje jedynie w roli scenarzysty. I w sumie nie odchodzi w tej pracy daleko od poruszanych przez siebie wątków. „Bardzo dzika opowieść” to komiks z przesłaniem, proekologiczny. Nie da się ukryć, że podszyty tym, co dzieje się na terenie jego działania. Bezsensowne wycinki lasów to temat wciąż aktualny. Tak samo jak zakusy, by co i raz uszczknąć coś z terenów chronionych. W tym przypadku pretekstem do wycięcia połaci lasu ma być zdjęcie z niego statusu rezerwatu. Warunek jest jeden. Z terenu trzeba tylko pozbyć się ostatniego rysia. Na dokładkę zaś las lekko zanieczyścić, inne zwierzęta przepłoszyć, a urzędników podpisujących się pod odpowiednimi papierkami przekonać, że chronić nie ma czego.
Sęk tylko w tym, że w okolicy pojawia się Rysia. Kotka Rysia. I skupia wokół siebie zwierzaki zarówno te, dla których las jest środowiskiem naturalnym – jak dzik, lis, sowa, ślimaki – i te, które zostały tu wyrzucone przez zniechęconych właścicieli - jak żółw, papuga, psy czy nawet patyczak! W finale opowieści okazuje się, że pochodzenie nie robi tu żadnej różnicy, a zwierzęta solidarność jest w stanie zmienić Las Złamanych Serc - od zwierzaków-wyrzutków wałęsających się po parkingu, w Las Wszystkich Zwierząt żyjących z zgodzie. Rzecz jasna w Rezerwacie Rysia.
W scenariuszu komiksu jest wszystko to, do czego Tomek Samojlik przyzwyczaił czytelnika. Są przede wszystkim świetni bohaterowie. Jest w nich siła – zarówno w pojedynczych kreacjach, jak i w całej drużynie. Są ciekawostki na temat zachowań zwierząt (w tym przypadku to rysie). Są nawiązania do zmagań ekologów z systemem „ochrony” przyrody konstruowanym przez rząd. Są niecodzienne chwile (np. patyczak służący jako wytrych do otwierania kłódek). Wreszcie całość to wspaniały komiks akcji, gdzie dobro znów musi stawać do walki ze złem. Złem ukrytym pod postacią ludzką, nieczułą na otaczającą przyrodę.
Marcin Podolec nie miał łatwego zadania. Mógł próbować wejść w samojlikowe buty, albo wykreować własny las. Podrabianie kreski Tomka nie miałoby jednak najmniejszego sensu. Pozostał przy swojej cięższej (porównując do kreacji Samojlika) kresce i realistycznych wstawkach (scena zrzucania śmieci z Żuka, stanowisko do „podglądania” lasu przez oko kamer), które mógłby wykorzystywać w swych komiksach-reportażach dla starszych czytelników (że wspomnę takie albumy jak „Dym”, „Morze po kolana” czy „Fugazi Music Club”). Do tego dochodzi jeszcze „brudna” kolorystyka nałożona przez Agatę Mianowską.
„Bardzo dzika opowieść” jest udanym eksperymentem, przy którym spotkało się dwóch tuzów polskiego komiksu dziecięcego (wspieranych przez wspomniana kolorystkę). Ciągu dalszego raczej mieć nie będzie. Samojlik skupia się teraz na „Wiedźmunie”, Podolec pewnie na „Bajce…”. Chociaż kto wie, co tam jeszcze przyjdzie im do głowy? Jak to mówią u nas na Podlasiu - pażywiom, uwidzim.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
26.08.2020, 22:35 |