W KRAINIE MAŁOLUDÓW
Konkurs im. Janusza Chrsty przyniósł nam kilka dobrych, polskich serii komiksowych dla młodych odbiorców. Jedną z nich jest „Lil i Put”. Cykl, który dziś bierzemy „na tapetę”.
Ogłoszony przez Egmont konkurs miał wyłonić niejako następców jednego z klasyków polskiego komiksu. Janusz Christa (1934-2008), autor „Kajtka i Koka” oraz „Kajka i Kokosza” wychował na swoich komiksach tysiące czytelników. Nowe pokolenie komiksiarzy do niedawna komiks dziecięcy traktowało „po macoszemu”. Zmieniło się to, gdy… komiksiarze sami zaczęli zakładać rodziny. I dziś możemy już mówić o nowej fali polskiego komiksu dziecięcego. Przyczynił się do tego m.in. wspomniany konkurs, którego pierwszą edycję rozstrzygnięto w 2014 roku. Właśnie w niej wyróżnienie „Za komiks w duchu Janusza Christy” otrzymali Maciej Kur i Piotr Bednarczyk – twórcy przygód „Lila i Puta”.
Ten duch Christy rzeczywiście unosi się nad serią, liczącą już pięć albumów (najnowszy to „Parada przypałów”). Jak w „Kajku i Kokoszu” mamy do czynienia z dwoma głównymi postaciami. Lil oraz jego kompan Put to Małoludy. Bohaterowie, którzy pokłócą się, by później znów pogodzić. Skąd my to znamy? Oczywiście, że z komiksów o wojach Mirmiła! Podobnie jak u Christy akcja dzieje się w niewielkiej osadzie i jej okolicach. U Christy było to Mirmiłowo, u Kura i Bednarczyka są to Miniatury Wielkie. Podobnie jak w pracach mistrza pojawiają się czarodziejskie zaklęcia (jedna z czarodziejek ma nawet fryzurę a’la Jaga), bójki, dysputy w gospodzie (scena z gospody otwiera najnowszy album), potyczki. Ale są też nowe elementy – zamiast Zbójcerzy - w postaci smoków (hm… u Christy też był przecież Miluś), potworów, krasnoludów i elfów. Ot, taka zmiana.
Ale „Lil i Put” w żadnym wypadku nie jest komiksem wtórnym. Nic z tych rzeczy. Maciej Kur kreuje oryginalne fabułki, gdzie Małoludy prawią dlaczego też nie mogą zagrzać stałej pracy, potrafią doprowadzić do depresji syreny, sprawdzić cierpliwość pustelnika, zakłócić spokój w areszcie, rozkleić do łez umarlaka, a nawet… znaleźć nowe zastosowanie dla trumien. Wkręcając się we wciąż nowe perypetie (czytaj: tarapaty) przypominają innego bohatera komiksowego. Gdyby połączyć Lila i Puta w jedną postać, byłby to niezły sobowtór niejakiego Iznoguda. Duch Rene Goscinnego bowiem też unosi się nad tą serią. Kto więc lubi tego typu humor, nie powinien przeoczyć „Lila i Puta”.
Piotr Bednarek nie jest typowym christonaśladowcą. Oj nie. W jego rysunkach sporo jest ostrego, undergroundowego pazura. Postaci nie są uładnione, ugrzecznione, ale mają w sobie coś z zakapiorów. To bohaterowie, którzy – gdyby dodatkowo nieco „dopieprzyć” ich przygody - mogliby brylować w punkowych zinach. Na razie załapali się do „Nowej Fantastyki”, gdzie regularnie pojawiają się nowe odcinki komiksu. Album „Parada przypałów” to właśnie składak z tych prac. Większość to jednoplanszówki zakończone puentą.
Ale wspomnieć trzeba, że duch Christy kieruje autorami również dosłownie. Panowie Kur i Bednarczyk zostali zaproszeni – ze Sławomirem Kiełbusem - do prac nad kontynuacją kultowego „Kajka i Kokosza”. W efekcie powstała „Królewska konna”, pełnometrażowa opowieść o dzielnych wojach Mirmiła, zaś kolejny album – pod roboczym tytułem „Zaćmienie o zmierzchu” - jest w zapowiedziach na maj 2021 roku. W przyszłym roku pewnie też dostaniemy kolejną odsłonę szalonych perypetii Lila i Puta. Nie wiem jak wy, ale ja czekam i na jeden, i na drugi z albumów.
Andrzej Kłopotowski
A w jednej z następnych recenzenckich odsłon na WAK-u przyjrzymy się kolejnej serii z „christowego” konkursu.
autor recenzji:
Mamoń
26.09.2020, 14:20 |