OD PUCYBUTA DO NAJBOGATSZEGO KACZORA ŚWIATA
Miłośnicy Kaczora Donalda nie mogą narzekać. Egmont rozpieszcza ich dwoma, wydawanymi równolegle kolekcjami. Pierwsza to „Kaczogród”. Druga - „Wujek Sknerus i Kaczor Donald”. Pierwsza zbiera klasyczne prace Carla Barksa z lat 40.-60. XX wieku. Druga – dokonania Dona Rosy publikowane od lat 80. XX stulecia. O „Kaczogrodzie” pisałem już ostatnimi czasy. Dziś więc parę słów o drugiej z serii.
„Ostatni z klanu McKwaczów” to zbiorek wyjątkowy. Zbiera pierwszą część historii składających się na „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”. Cykl, który uznawany jest za jedną z najważniejszych opowieści z uniwersum Kaczora Donalda. Don Rosa pokazuje w nim drogę, jaką Sknerus McKwacz przeszedł od pucybuta do kaczora, w którego sejfie znajduje się dokładnie „pięć bajdulionów dziewięć absyrdylionów siedem fantastyliardów dolarów i szesnaście centów”. Nie byłoby ich gdyby nie legendarna dziesięciocentówka, zarobiona – gdy był jeszcze małą kaczką - na czyszczeniu butów. Nie byłoby ich gdyby nie podróż z rodzinnej Szkocji do Stanów Zjednoczonych, by najpierw zaciągnąć się na łajbę wujaszka Angusa McKwacza. Nie byłoby bez posady dziarskiego kowboja, poszukiwacza miedzi czy wreszcie wyprawy do Australii.
W trakcie lektury „Życia i czasów Sknerusa McKwacza” parę razy złapałem się na tym, że miałem skojarzenia z inną, doskonale znaną na naszym rynku serią humorystyczną. Wszystko za sprawą postaci (jak np. bogacz Kwakerfeller), wydarzeń (np. wynalezienie prądu, budowana Statua Wolności) i miejsc (różne plenery na kontynencie amerykańskim). Ta seria to… „Lucky Luke”! Ba, w jednym z dymków pojawiają się nawet bracia Dalton. Tym samym Rosa przełamuje stereotyp, że komiks z kaczorem (bez podtekstów) w roli głównej to komiks dla dzieciaków. Nic z tego. Rosa działa na dwóch płaszczyznach. Dla młodszych to humorystyczna przygodówka. Dla starszych to pełna nawiązań (pop)kulturowych i historycznych seria. Słowem – świetne czytadło.
Cykl zebrany pod tytułem „Wujek Skerus i Kaczor Donald” zaplanowany został na dziesięciotomową serię (w kolejnym tomie dostaniemy dokończenie „Życia i czasów...”. Każdy z albumów uzupełniają opowieści Dona Rosy, w których wspomina o inspiracjach, metodach pracy, szczegółach scenariusza i rysunków. Fani „kaczek” będą nią w pełni usatysfakcjonowani. A ci, którzy do tej pory do kaczek (bez podtekstów :) podchodzili jak do jeża może w końcu się do nich przekonają? Jam dowodem, że jest to możliwe.
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
21.10.2020, 22:26 |
POCZĄTEK ŻYCIA I CZASÓW SKNERUSA MACKWACZA
Czwarty tom serii „Wujek Sknerus i Kaczor Donald” zbierającej wszystkie komiksy Dona Rosy to po raz kolejny powrót do największego dokonania autora, czyli genialnej opowieści „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”. Tym razem czeka na nas jednak dopiero pierwsza część całości, wzbogacona zarówno o inne komiksy, jak i liczne dodatki. A wszystko to w kolejnym pięknie wydanym tomie, który warto mieć na swojej półce nawet kiedy macie już poprzednie wydania sagi o losach najbogatszego kaczora świata.
Sknerus to najbogatszy kaczor świata, ale jak doszedł do tego kim jest? Jak wyglądało jego dzieciństwo? I droga do sławy? Pora się o tym przekonać! Zaczynając w Szkocji i wędrując za nim do Ameryki, obserwujemy jak powoli ciężką pracą ziszczał swój sen. Ale to nie koniec, bo jednocześnie mamy okazję odkryć, co takiego w jego czasach robiła Magika DeCzar – wielki wróg Sknerusa – która zawsze chciała zdobyć jego monetę…
Rok 1997 był rokiem niezwykłym dla magazynu „Kaczor Donald”. Najpierw ten popularny magazyn stał się tygodnikiem, potem zaś doczekał się setnego numeru. A gdzieś pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami świętowano w nim pięćdziesięciolecie powstania Sknerusa McKwacza. To właśnie wtedy po raz pierwszy przeczytałem o jego losach, nie wiedząc, że te ilustrowane grafikami Dona Rosy – mojego ulubionego kaczego rysownika – teksty biograficzne są w rzeczywistości streszczeniem jego „Życia i czasów Sknerusa McKwacza”. Potem rzecz ukazała się w zbiorczym tomie, w którym brakowało otwierającej całość strony, a później wznowiono ją w ramach cyklu „Komiksy z Kaczogrodu”, wreszcie w pełnej wersji. W grudniu 2017 roku zaś na polskim rynku pojawiło się kolejne zbiorcze wydanie, oferujące wszystkie części „ŻiCSMK”, oraz niemal wszystkie dodatkowe komiksy i dużo bonusowego materiału, choć przekład owych bonusów pozostawiał sporo do życzenia. Teraz cała opowieść powraca po raz kolejny, tym razem rozbita na dwa tomy i…
… co mogę powiedzieć miłośnikom Rosy, jak nie to, że warto dołączyć do kolekcji także to wydanie? Wszystko dzięki nowym dodatkom, w tym kolejnemu rozdziałowi biografii autora, która odsłania nam więcej kulisów jego życia i pracy. Dopiero połączenie tej i poprzedniej edycji daje nam naprawdę pełny obraz opowieści o samym autorze i jego dziele. A co z czytelnikami, którzy jeszcze nie znają tego komiksu? Powinni go poznać niezależnie od tego, czy cenią komiksy Disneya, czy ich nienawidzą. Rosa stworzył bowiem prawdziwe arcydzieło, jeden z najlepszych komiksów w dziejach, w którym przełamał wiele tabu – temat śmierci, osadzenie akcji w ramach konkretnych wydarzeń czasowych i historycznych itp. „Życie i czasy…” to przejmująca i dojrzała opowieść o upadku człowieka z ideałami, jego przemianie w zgorzkniałego starca i młodzieńczej fascynacji światem, życiem i ich możliwościami. Nie da się nie wzruszyć, czytając ten komiks. Nie da się nim nie zachwycać. I nie da się nad nim nie zadumać.
A przecież dzieło jest jeszcze wyśmienicie zilustrowane. Bogactwo detali, zachwycający realizm, rozmiłowanie w najróżniejszych smaczkach i żartach dziejących się tle itd., itd. Ogląda się to tak genialnie, jak czyta, nieważne ile macie lat. Zresztą każdy czytelnik, duży czy mały, znajdzie tu coś dla siebie i każdy z nich coś innego. Mnóstwo bonusów, piękne wydanie i dodatkowe komiksy w tym uznawana za zerowy rozdział „Żyć i czasów” „Pierwsza dziesięciocentówka”, której zabrakło w poprzednim wydaniu, składają się na komiks, który powinien znaleźć się na półce każdego miłośnika opowieści obrazkowych. Ba, to dzieło Rosy jest tak wybitne, że potrafi zachwycić nawet tych, którzy komiksów nie trawią. A zatem jeśli jeszcze jakimś cudem go nie znacie, sięgnijcie koniecznie. To nie jest opowieść którą przeczytacie raz i odłożycie na półkę. To dzieło, do jakiego chce się wracać raz po raz, by potem z zaskoczeniem odkryć coś absolutnie nowego. Ja czytałem je niezliczoną ilość razy i po raz kolejny bawiłem się rewelacyjnie i chociaż mam na półce stare edycje, już nie mogę doczekać się drugiego tomy by raz jeszcze odkryć kolejne rozdziały i to, co kryło się za ich powstawaniem.
|
autor recenzji:
wkp
19.10.2020, 16:50 |