FIBI I GWIAZDKOZA
„Fibi i jednorożec” to taka seria, który potrafi urzec mnie swoim dowcipem, jak i znużyć niewyszukanymi humoreskami, które nie mają w sobie wiele do zaoferowania. Być może zastanawiałbym się zatem, czy w ogóle sięgać po nowy tom, gdyby nie fakt, że tym razem mamy tu świąteczne epizody. A nie oszukujmy się, chociaż magia Świąt dawno w moim przypadku gdzieś wyprawowała, nadal uwielbiam ten okres i chętnie sięgam po dzieła z nim związane… Nawet jeśli te pojawiają się na rynku już w październiku. I nie żałuję, bo chociaż poziom całości jest taki sam, jak dotychczas, wciąż bawiłem się nieźle czytając przygody małej dziewczynki i zapatrzonego w siebie jednorożca płci żeńskiej.
Nasze bohaterki – Fibi i jednorożec Marigold Niebiańskie Chrapy – znów psocą! I znów naprawiają to, co wyszło źle. Ot choćby taki bałagan w pokoju pierwszej z nich. Znów także odkrywają kolejne różnice dzielące ludzi i jednorożce. Ale nie zabraknie świątecznych uniesień i emocji, kiedy Marigold zapadnie na… Gwiazdkozę! Ale nie tylko zima gości na łamach tego tomu, bo oto znów nadchodzi także czas letniego obozu muzycznego, a tam czeka… któżby inne, jak nie zwariowana, by nie rzec szalona Sue, a razem z nią smok z jeziora. A to przecież wcale nie koniec!
Od dziecka uwielbiam dwa typu komiksów okazjonalnych – Halloweenowe i Świąteczne. Te pierwsze, bo zawsze kochałem grozę i fantastykę, nieważne w lekkim to czy cięższym wydaniu – i kochałem też ten lekko mroczny, rozświetlony blaskiem tkwiących w wyciętych dyniach świec nastrój. Te drugie, bo wole zimę, niż lato, bo uwielbiam śnieg, którego teraz już nie ma, a najbardziej lubię, kiedy biały puch pada z oknem, w ciepłym domu kolorowymi światełkami żarzy się choinka, atmosfera pachnie piernikiem i wigilijnymi potrawami, a z telewizora Kevin wrzeszczy do mnie, jak do lustra, po tym, jak wklepał sobie w twarz płyn po goleniu.
Nic dziwnego, że świąteczny tom „Fibi i jednorożca” poznałem chętnie i chociaż akurat Świąt nie było tu wiele, bawiłem się nieźle. Całość jest prosta, posiada odpowiednie przesłanie, słodki, pełen uroku klimat i odpowiednią cartoonową szatę graficzną. Ale i starsi czytelnicy, jeśli zechcą w tym pogrzebać, znajdą coś dla siebie. Choćby momentami gorzką i trafną – czyli to, co najbardziej do mnie przemówiło - satyrę. Całość może także pochwalić się naprawdę znakomitym wydaniem. Format jest mniejszy, niż w przypadku pozostałych tytułów z linii „Komiksy są super”, ale za to całość ma zdecydowanie więcej stron. Reszta – papier kredowy, sztywna, ale nie twarda okładka – pozostały bez zmian.
Kto lubi podobne opowieści, nie zawiedzie się. Nie jest to wielkie dzieło, daleko mu do „Garfielda” czy „Fistaszków”, poziom też nie jest równy, ale nadal można się przy tym nieźle bawić. A są też i momenty, które autentycznie dostarczają dobrej rozrywki.
|
autor recenzji:
wkp
27.10.2020, 06:47 |