autor recenzji:
wkp
25.11.2020, 06:49 |
KAKOFONIKS MISTRZEM GALII
Tekst „Złoty menhir” to wyśmienity materiał na kolejny album komiksowy z serii „Asterix”. Ukazuje się jednak jako ilustrowana historyjka. Podobna do wydanych wcześniej ilustrowanych książeczek „Jak Obelix wpadł do kociołka druida kiedy był mały” czy „Dwanaście prac Asterixa”. Jest to „aż” historyjka i „tylko” historyjka.
Pierwotnie - w 1967 roku - była to przygoda wydana jako… słuchowisko na płycie gramofonowej z dołączoną do niej ilustrowaną książeczką. Tekst „Złotego menhiru” wyszedł spod ręki Rene Goscinnego. Rysunki to sprawka Alberta Uderzo. Całość liczyła raptem dziewięć stroniczek. Wydanie A.D. 2020 zostało odkurzone, zremasterowane, zdigitalizowane, przekomponowane i złożone w pełnoprawny albumik objętością dorównujący tradycyjnym Asterixom.
Nie powiem. Pomysł na fabułę jest oryginalny. Kakofonix – bard, któremu na ucho nadepnął słoń – postanawia udowodnić, że kto jak kto, ale galijscy wieśniacy (od słowa „wioska” - w pozytywnym tego słowa znaczeniu) to na muzyce się nie znają. Swój artyzm chce pokazać na festiwalu bardów o „Złoty menhir” odbywający się w lesie Karnuckim. Ci sami wieśniacy (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) wiedząc, że to samobójstwo, wysyłają z nim Asterixa i Obelixa. Ci, gdy zajdzie taka potrzeba - a wiadomo że zajdzie – staną w obronie Kakofonixa, na którego niczym gromy jasnego nieba posypie się gniew słuchaczy. Rzecz jasna z historyjce nie brakuje potyczek słownych i bójek już prawdziwych. Nie brakuje żartów (zgadnijcie kto pękatym bukłakiem?) oraz Rzymian z obozu Delirium, którzy – nie zdając sobie sprawy – ściągają na siebie nieszczęście w postaci bardowskiego szlagieru. A leci on tak: „Menhir mną tąpnął / mocno tak, że dusza ma / madame, jak ptak do klatki / swej wróciła”...
Fabuła rozpisana została przez Goscinnego na role, tak też jest podana. Czyta się więc najnowszego Asterixa jak teatralną komedię. Dopełnieniem są pojedyncze obrazki Uderzo. I nie można o nich powiedzieć złego słowa, prócz stwierdzania faktu, że jest ich po prostu mało. W trakcie lektury można próbować sobie wizualizować poszczególne sceny kadrami z innych komiksów - bo przecież część z nich jest powtarzalna. I właśnie wizualizując je sobie pomyślałem, że wydanie „Złotego menhiru” w formie, w jakiej dostajemy go, jest krzywdzące.
Scenariusz Goscinnego mógł śmiało posłużyć duetowi Jean-Yves Ferri (scenariusz) i Didier Conrad (rysunki) do stworzenia kolejnego komiksu. Może nie byłby to pełnowymiarowy album, ale po połączeniu z reprodukcjami oryginalnej książeczki sprzed lat odpowiednia objętość zostałaby już osiągnięta. Mielibyśmy wtedy „Złoty menhir” w wersji „2 w 1”. Takie wydanie z pewnością bardziej ucieszyłoby asterixomaniaków. A tak – mamy książeczkę z dobrą fabułą i garścią obrazków Uderzo. „Aż” książeczkę i „tylko” książeczkę.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
22.11.2020, 14:21 |