PORTRET DYKTATORA
Antonio Oliveira de Salazar potwierdza tylko regułę, że każdy dyktator to mały dupek z przerośniętym ego. Migawki z życia twórcy tzw. Estado Novo, czyli Nowego Państwa wypełniają komiks „Salazar. Teraz, i w godzinie jego śmierci”.
Nie jest to typowa biografia, czy też komiksografia. Dlatego przed lekturą dobrze liznąć nieco informacji na temat Salazara (1889-1970). W 1932 roku obejmuje tekę premiera. Powszechnie wiadomo, że Portugalią rządził twardą ręką. Władzę sprawuje aż do roku 1968, kiedy na skutek wypadku – spada z krzesła – dostaje zakrzepu w mózgu, a następnie wylewu. Umiera 27 lipca 1970. Jego Nowe Państwo kończy się kilka lat później, Rewolucją Goździków z 1974 roku. Kalendarium najważniejszych chwil z życia dyktatora zamieszczono na końcu komiksu.
Komiksu, który zaczyna się niejako od samego końca. Od września 1968 roku, kiedy Salazar trafia do szpitala po niefortunnym wypadku. Wypadku, który oznacza jego koniec. Ale koniec, który dopiero ma nadejść. Dopóki wierchuszka ustali jak kraj ma wyglądać dalej, Salazar musi jeszcze przez chwilę odgrywać swą rolę. Nawet jeśli nie jest do końca świadom tego, co dzieje się. Musi stanąć w oknie, pokazać przed narodem. A później może odpłynąć w podróż przez dekady swojego życia. Migawki do tej podróży wybrał João Paulo Cotrim.
Komiksowy „Salazar” jest właśnie wędrówką jaką – podobno – odbywamy przed śmiercią. Niejako swego rodzaju rachunkiem sumienia. Jest zlepkiem chwil, zdarzeń, momentów z życia. Nie do końca pokazanych jakimi były naprawdę, nie do końca dobrze zapamiętanych. Rozmytych. Stąd też niezwykła, graficzna forma komiksu. Poszczególne plansze są jak kadry ze starego filmu. Filmu nie do końca ostrego, gdzie rozmywają się kształty i kontury, a postacie i miejsca są ledwie nakreślone. Wiadomo kim są poszczególni bohaterowie, wiadomo gdzie dzieje się akcja. Ale i ludzi (siostry Salazara, jego współpracownicy, otaczające go kobiety), i miejsca (Santa Comba Dão, Viseu, Lizbona, Sinstra) widzimy jak przez mgłę. Ten niecodzienny patent zawdzięczamy rysownikowi – to Miguel Rocha.
Zaskakujące, że nieostry Salazar (i jego świat) w ogóle nie irytuje, ale jeszcze bardziej odrealnia opowieść. Bo przecież przypadek każdego dyktatora - czy tego, kto ma zapędy, by nim zostać… nie, do nikogo nie piję :) - jest już wystarczająco odrealniony. Pokazuje to jedna ze scen, gdy Salazar siedzi nad makietą kawałka Lizbony. Wygląda, jakby bawił się w przestawianie klocków. Jakby polityka, kierowanie ludźmi, ustawianie ich na planszy zwanej „Portugalią” były dla niego tylko i wyłącznie dobrą zabawą. Istotne w albumie są dwa, powtarzające się motywy. Pierwszym są kwiaty i pojawiające się przy ich okazji pytanie „Czy nikt nie podlewa kwiatów?”. To pytanie ważne, w kontekście pielęgnowania narodu i budowania w nim poczucia siły. Oczywiście pod przykrywką jednej partii. Ale też symboliczne w kontekście Rewolucji Goździków. Drugi z motywów to – mówiąc ogólnie – stołek. Niezależnie od tego, czy to fotel, krzesło czy leżak. Gdy siedzą na nim cztery litery, jest dobrze. Zawsze jednak można z niego spaść. W kontekście Salazara – dosłownie.
Komiks „Salazar. Teraz, i w godzinie jego śmierci” duetu João Paulo Cotrim / Miguel Rocha uznawany jest za jeden z najważniejszych komiksów historycznych w Portugalii. W Polsce jest kolejnym albumem znad Tagu i Duero. Gdyby został opowiedziany w sposób typowy dla polsko-ipnowskich komików historycznych pewnie przepadłby „w tłumie”. Dzięki niebanalnej grafice ma szansę stać się czymś więcej, niż tylko ciekawostką.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
18.10.2020, 13:57 |