JAK TRWOGA TO DO TRWOOGA
To, co wyprawia w tym tomie Maria Mosiewicz, przechodzi ludzkie - a nawet trolle - pojęcie. Jej tłumaczenie orientalnych historii z serii "Trolle z Troy" to małe cacuszko.
Dzięki temu też czytelnik zanosi się śmiechem właściwie od pierwszej planszy, na której pojawiają się wysłannicy z Darshanu. Odległej krainy, gdzie jednym z bóstw jest Niemythy. By wejść w jego łaski Dama Szurnientha - wichrzycielka na dworze, którym włada mędrzec Mandaryn Kha (zaczynacie łapać klimat?) - zamierza uszyć futro z dalma... To znaczy trolli. Ale prócz skórek z trolli białych, występujących w Darshanie potrzebuje też futer rudych. I wtedy na firmamencie pojawiają się mieszkańcy ze świetnie już nam znanej osady Falomp. Wielbiący wino i nadziewanych wieśniaków ojciec rodziny Tetram, jego przybrana córka Waha, zakochany w niej Profi a także dzieciaki - Gnompam, Latrynella i Lowellas. Dzielne trolle, nad którymi czuwa wspomniany w tytule Trwoog.
W trzecim tomie zbiorczym serii tradycyjnie dostajemy cztery odcinki. Przeniesienie fabuły dwóch pierwszych - to "Uwięzieni w Darshanie" oraz "Rozwścieczeni w Darshanie" - pozwala oderwać się od wioskowej codzienności. To okazja, by zadrwić z wierzeń, tradycji i obyczajów Dalekiego Wschodu. Wędrówka do Darshanu przypomina nieco podróż Asterixa i Obelixa (ba, pojawiają się nawet piraci szykujący do abordażu!). Z tą równicą, że trolle nie przebierają w środkach. Ani po drodze, ani na miejscu. "Trollimpiada" to już igrzyska w krzywym zwierciadle. Z meczem w kury, sikaniem na odległość i trzema paskami na nogawkach. Ale też z kolejną intrygą wymyślona przez dobrze nam już znanego Risto Furiatu. Wreszcie "Trolle w szkole"... Tytuł mówi wszystko. Ktoś spróbuje wychować trolle na dobrych ludzi. Choć zaczyna się niewinnie. Od poszukiwania najlepszej dla trolli parasolki.
"Trolle z Troy" - cykl ilustruje Jean-Louis Mourier - to najzabawniejsza z serii osadzonych w uniwersum jakie stworzył Christophe Arleston. Na wyżyny finezji fabułę wynosi dodatkowo wspomniana przeze mnie na początku tłumaczka. Maria Mosiewicz robi kawał świetnej roboty, by żarty przenieść na polski punkt odniesienia oraz by wschodnio brzmiące okrzyki były zrozumiałe dla odbiorcy znad Wisły (stąd np. "Kari! Mata!", "Daewooo!" czy "Akira! Otomo!"). Zresztą Maria Mosiewicz od początku obecna jest w świecie Troy, czuje więc świetnie co w nim się dzieje; dodatkowo odpowiada też za tłumaczenia części serii "Lucky Luke".
Żałować można jedynie, że ten tom zbiorczy nie został wzbogacony - w drodze wyjątku - o jeszcze jeden album. "Trolle w szkole" nie zamykają bowiem edukacyjno-parasolkowego wątku przygód futrzaków. Na jego dokończenie przyjdzie poczekać więc do następnego razu. Ciekawe też jak Arleston jak pociągnie dalej wprowadzone w tym albumie nawiązanie do "Jasia i Małgosi" - bo przecież pojawiające się w fabule postacie Hansa i Grety nie są dziełem przypadku.
A do tego czasu możecie spróbować swych sił w polowaniu na Nadymiaki. Tylko nie szukajcie przy tym trolla w stogu siana.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
30.12.2020, 22:12 |