HELL END
Jeśli „Hellblazer” ta najczęściej albo Garth Ennis, albo Brian Azzarello. Bo właśnie ta seria najmocniej kojarzy się z nazwiskami tych scenarzystów, którzy zrewolucjonizowali ją tak, że echa ich prac do dziś pobrzmiewają w świecie komiksu. Ale cykl ten, przez lata jego wydawania, pisali najróżniejsi świetni autorzy, jak chociażby Neil Gaiman czy Paul Jenkins. I do tej grupy zalicza się także znakomity pisarz, Warren Ellis, którego prace doczekały się właśnie polskiego zbiorczego wydania. I chociaż nie są one tak wybitne, jak jego poprzedników, twórca ten zdołał dostarczyć nam godnej kontynuacji tamtych dzieł, po którą jednocześnie śmiało możecie sięgnąć nie mając większego pojęcia o losach bohatera i cyklu.
John stracił w swoim życiu wiele. Zdrowie, przyjaciół, ukochane osoby… Teraz musi zmagać się z kolejną stratą, kiedy jego była dziewczyna zostaje brutalnie zamordowana. Kto tego dokonał? Tego nasz bohater zamierza się dowiedzieć swoimi metodami. Ale kolejna wyprawa w głąb magicznych brudów Londynu stanie się dla niego także wyprawą w głąb samego siebie i wspomnień o dawnych miłościach…
„Hellblazer” to najdłużej ukazujący się cykl od Vertigo – imprintu DC skierowanego do dojrzałego czytelnika (wychodził nieprzerwanie od 1988 do 2013 roku, a i nie zniknął potem, chociaż przeszedł transformację w coś zupełnie innego). „Hellblazer” to także jedyna seria od DC, której bohater starzeje się w takim tempie, w jakim czas płynie w naszym świecie. Wreszcie – i to najważniejsze – „Hellblazer” to jedna z najlepszych serii w dziejach komiksu i najlepsza, skierowana do dorosłych, która wciąż ukazuje się na polskim rynku. Szkoda więc, że ten tom, szósty z kolei, jest ostatnim. W końcu jeszcze wiele historii o Johnie Constantinie zostało do opowiedzenia, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
A póki co cieszmy się tym komiksem, bo jest czym. Myślicie, że opowieść o magiku będzie kolejną wersją przygód „Doktora Strange’a”? Nic bardziej mylnego. John jest magikiem, ale to cyniczny cham, który wykorzystuje ludzi, anioły i demony byle samemu coś ugrać. Broni czasem świata, ale ważniejsze są dla niego własne sprawy, przez co cierpią inni. Ubrany w płaszcz, z papierosem w ustach, przemierza mroczne scenerie by mścić się albo umykać wrogom. Ma swój kodeks moralny, dzięki czemu nie da się go nie lubić, ale jednocześnie nie jest kimś, kogo lubić by się dało. A jego przygody nie są tym, co można by polecić osobom młodym czy wrażliwym. Każdy tom, a ten nie jest wyjątkiem, to brudna, brutalna i wulgarna rozrywka dla dorosłych. Ale pod tym brudem kryje się mądrość, komentarz społeczny i naprawdę znakomita psychologia.
Ellis, który zaserwował nam jednego z najbardziej cynicznych, chamskich i wkurzających bohaterów komiksowych w dziejach („Transmetropolitan”), dobrze odnajduje się w tym wszystkim i tworzy znakomite historie. Nic dziwnego, że jego scenariusze do tej serii uważane są za jedne z najlepszych (zaraz po Ennisie i Azzarello). Do tego dochodzi dobra szata graficzna, czasami może i zbyt cartoonowa, ale ratowana przez brud, mrok i stonowane barwy. Wszystko to zaś, razem wzięte daje kolejny znakomity komiks, który warto jest poznać. Można go czytać bez znajomości poprzednich tomów serii, ale zaręczam, kiedy tylko wnikniecie w lekturę, zapragniecie poznać całość, potem łykniecie „Sagę o potworze z bagien” (gdzie Constatntine debiutował) i jedyny zeszyt Gaimana napisany dla „Hellblazera” i wraz będzie Wam mało. I to właśnie najlepsza rekomendacja, jaką mogę wystawić tej serii.
|
autor recenzji:
wkp
08.12.2020, 12:44 |