Życie naukowca, nieważne jakiej dziedziny naukowej, nie jest usłane różami. Musi znosić ciągłe pouczanie tych, którzy coś raz przeczytali w Internecie i uważają się mądrzy. Musi dokonywać wiecznych wyborów: herbata, cappuccino czy autodestrukcja. Wreszcie musi nieść kaganek oświaty, ale tak, by nie było to mityczne światełko w tunelu, a potężna latarnia. Do tego co chwilę jakiś nieuk zapyta np. o możliwość wskrzeszenia jakiegoś gatunku dinozaurów, trzeba walczyć nie tylko o zrozumienie, a raczej o omamienie, by dostać granty na badania od tych którzy zazwyczaj i tak nie mają pojęcia co naukowiec bada. Ech, czy po takim przedstawieniu ktokolwiek jeszcze rozważa karierę naukową?
|
autor recenzji:
MonimePL
28.07.2022, 12:41 |
GAULD NAUKOWO
Potraficie odróżnić cząsteczkę teoretyczną domniemaną od wyobrażonej? A od opisanej? Poszukiwanej? Podważanej? Zakwestionowanej? A może chociaż zapomnianej? Tom Gauld potrafi. Wie też jak wygląda nienawistny mikroskop, mściwy sekwenator DNA, złowrogi termometr czy przeklęta pompa próżniowa. A że wiedzę tę powinien posiąść tak naprawdę każdy, dzieli się nią z czytelnikami w swej publikacji naukowej „Instytut bombowych teorii”.
Dzieli się też odkryciami, jakie wyszły na jaw, gdy gruby lodowiec został tylko wspomnieniem. I nie jest to tylko mrożony mamut czy potworny pająk, ale również zgubiona rękawiczka i rozbity termos z kawą. Zastanawia się o czym mogą dyskutować dwa owady zatopione w bursztynie, przewiduje jak rozwinie się motoryzacja, podpowiada jak stworzyć bestsellera popularnonaukowego albo też przekąski na imprezę studentów chemii molekularnej.
Na tablicach, wykresach, modelach i printskrinach odkrywa tajemnice nauki, o jakich poznaniu nikt nie myślał. No bo wiecie np. jak zachowuje się gniewna cząsteczka w różnych stanach skupienia? Jakie atrybuty pozwalają poznać naukowców i nienaukowców? Jak wyglądają nowe kolory: podczerń, mega żółć, infrabeż czy hiperzieleń? Albo jakie błędy pojawiają się na tablicach z dinozaurami?
Czasem Gauld zajrzy też do pracowni wybitnych specjalistów (Maria Skłodowska-Curie, Max Planck, Iwan Pawłow), podsłucha filozofów (Archimedes z Syrakuz) czy podpatrzy bohaterów literackich (Makbet). Częściej jednak spotyka mniej znanych - ba, w ogóle nieznanych i nienazwanych - profesorów, doktorów, konstruktorów i wynalazców.
„Instytut bombowych teorii” to zbiorek jednoplanszówek (a często pojedynczych kadrów), w których Tom Gauld z przymrużeniem oka spogląda na tematy około naukowe. Poważne tematy obraca w żart. Badania niepoważne podnosi do poziomu niebotycznych odkryć. Ale za każdym razem czyni to inteligentnie, z brytyjskim - sam autor pochodzi ze Szkocji -poczuciem humoru.
Graficznie autor nie odbiegł daleko od stylistyki, do której przyzwyczaił już polskiego czytelnika. A przypomnę, że mieliśmy okazję obcować już z jego dwoma pełnometrażowymi komisami – to „Goliat” oraz „Mooncop”. Na identycznie skonstruowane, proste postaci i tła nałożył tylko dodatkowo kolor. No i sprowadził formę do krótkich historyjek. Nie powiem, mnie swym humorem kupił. Ciekawe tylko, czy Marginesy pójdą za ciosem i zafundują nam kolejne komiksy tego twórcy?
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
07.12.2020, 23:13 |
KOMIKS SKECZÓW NAUKOWYCH
Tom Gauld nie jest szczególnie znanym autorem na polskim rynku. Do tej pory mogliśmy poznać jedynie jego „Mooncop” i „Goliata”, ale dzięki temu mogliśmy przekonać się, jak doskonałe w swej prostocie tworzy on komiks. I taki też jest niniejszy album, stanowiący nie jedną zamkniętą opowieść a serię skeczy, czy może bardziej adekwatnie - jednostronicowych dowcipów rysunkowych, które łączy jedno: naukowa tematyka.
Jak się domyślacie, o treści trudno jest w tym wypadku mówić. „Instytut bombowych teorii” to bowiem nic innego, jak antologia humoru w rysunkach. Ale i tak spróbujmy przyjrzeć się nieco bliżej temu, co tu znajdziecie, by mieć konkretniejszy ogląd publikacji.
Z niniejszego tomiku dowiecie się jak wyglądają kartki dla krewnych, którzy nic nie kumają i dlaczego niektóre gatunki chcą pozostać nieodkryte. Zobaczycie grozę kichnięcia w pobliżu nanobota i proponowane przybudówki dla międzynarodowej stacji kosmicznej. Przeżyjecie starcie człowieka z maszyną i pikselozę. Poznacie aparaturę, której trzeba się strzec i wspólne relacje Księżyca i pewnej komety. A wreszcie zanurzycie się w świat klasyki literatury podanej w systemie dwójkowym i przekonacie się, jak w przyszłości będzie wyglądał dojazd do pracy. A to, jak się oczywiście domyślacie, jedynie wycinek z tego, co czeka na Was w niniejszej publikacji.
Tom Gauld to artysta minimalistyczny. Człowiek, który swoje komiksy tworzy w skrajnie prosty sposób. Może nie jest to skrajność opowieści graficznych Jana Mazura czy Jacka Świdzińskiego, którzy posunęli się do tego, by swoich bohaterów i świat tworzyć, jak dziecko tworzy ludziki-patyczaki, ale… Cóż, czasem ociera się i o tego typu grafik – i to wcale nie rzadko – ale ogólnie rzecz biorąc jego ilustracje to niemal zawsze dwuwymiarowo ukazane, uproszczone do maksimum, ale w sposób ukazujący sedno tematu.
I takie są te skeczy zamieszczone na stronach tego tomiku. Gauld wszystkie z nich stworzył na potrzeby magazynu „New Scientist”. W swej formie więc to satyryczne paski komiksowe, równie często złożone z kilku kadrów, jak i jednej planszy, niczym typowy rysunkowy dowcip. Każdy z nich zaś to satyryczne spojrzenie na wydarzenia ze świata nauki, samo życie naukowca i pracę. To także polemika z fantastyką naukową – inaczej się nie dało – mająca w sobie i lekkości, i głębię. Owszem, może nie wszystkie żarty są tak samo udane, może nie zawsze przesłanie jest w punkt trafione, ale „Instytut bombowych teorii” to dobra, inteligentna i nieszablonowa rozrywka dla miłośników komiksów.
Dlatego zachęcam Was do jego poznania. To niewielka pozycja, niepozorna, a jednak bardzo satysfakcjonująca. A skoro się ukazała, daje nadzieję, że na polskim rynku zagoszczą też inne dzieła Gaulda, jak np. „The Gigantic Robot” czy „You're All Just Jealous of my Jetpack”.
|
autor recenzji:
wkp
24.11.2020, 06:49 |