WYRÓB RELAXOPODOBNY
To nie "Relax". To nawet nie wybór "relaxopodobny". To "coś" wydane pod starą nazwą. "Coś", po co nawet nie sięgnąłem. Znam to "coś" jedynie z komentarzy w sieci i przykładowych plansz. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Pora Relaxu. Na początek kilka zdań dla niezorientowanych. "Relax" zaczął sie w roku 1976, skończył w 1981. W międzyczasie wyszło 31 numerów magazynu będącego w ówczesnych polskich warunkach swoistym nowum. Do prac nad magazynem zaproszono czołówkę rodzimych twórców komiksu. Byli więc obecni w nim Bogusław Polch, Janusz Christa, Tadeusz Baranowski, Jerzy Wróblewski, Grzegorz Rosiński, Marek Szyszko a nawet Szymon Kobyliński.
"Relax" skończył sie w roku stanu wojennego i już nie podniósł. Zyskał miano legendy. I słusznie. Był legendą. Był rzeczą kultową. W latach 2016-2019 ukazały się - w ramach egmontowej serii "Klasyka polskiego komiksu" - trzy antologie zbierające relaxowe komiksy. Legenda, klasyk, rzecz kultowa. To nie są puste słowa. Dziś ukazuje się "Relax" oznaczony numerem 32. Po praktycznie 40 latach od poprzedniego numeru. Wraca legenda? Wraca klasyk? Wraca rzecz kultowa? Nie sądzę.
Nazwa. Wiadomo, że nazwa "Relax" ma grać na sentymentach starszych odbiorców. Stare logo, wzorowana na dawnym układzie - choć lekko zliftingowana - okładka. Widząc na półce magazyn o dobrze znanej nazwie pamiętający "Relax" sięgną po niego z łezką w oku. Albo kupią swoim dzieciakom. Zagranie marketingowo mistrzowskie. Przecież to "Relax". Legenda. Klasyk. Rzecz kultowa. A tu zonk.
"Relax" był magazynem promujących rodzimych twórców. Tak, wiem, że realia były inne. Że Polska budowałą swój ludowy ustrój. Że sięgniecie po autorów zza żelaznej kurtyny było raczej mało realne. Udało sie z "Thorgalem", który debiutował na łamach "Relaxu" właśnie pewnie dlatego, że rysował go nasz człowiek.
Nowy periodyk ukazuje się w zgoła odmiennych warunkach. Na rynku mamy zatrzęsienie komiksów z zachodu. Wydane mamy klasyczne opowieści takich tuzów rysunku (i często scenariusza) jak Moebius. Bilal, Jodorowsky, Andreas, Pratt, Manara, Rosiński, Hermann, Vance, Yslaire. Mamy też całe mnóstwo dokonań autorów nowej fali - jak Trondheim, Sfar, Pedrosa, Blain, Delisle, Igort, Clowes, Gipi. I parę razy tyle artystów mniej znanych, ale równie godnych uwagi. Do tego dochodzi też klasyka europejskiego komiksu humorystycvznego - z seriami "Asterix", "Lucky Luke", "Yakari" czy "Tintin". I zatrzęsienie wręcz komiksów superbohaterskich. Komiksy zza żelaznej kurtyny nie są więc zakazanym owocem rozpalającym zmysły.
Środek. Wydawca produktu relaxopodobnego tymczasem zachowuje się jakby o tym zapomniał. Trzon stanowią komiksy zagraniczne. Magazyn otwiera "Conan z Cymerii". Bohater, który miał nawet... swoją kioskową, ukazującą sie co dwa tygodnie kolekcję. Jest też koło 30 plansz albumu "Texas Jack" duetu Dubois/Armand, dalej koło 20 plansz komiksu "Quintos" wspomnianego Andreasa czy kawałek "Złote łzy" do scenariusza Jodorowskiego. Między nimi lawiruje kilku twórców z Polski. To m.in. scenarzysta Maciej Kur oraz rysownicy Piotr Bednarczyk, Sławomir Kiełbus, Maciej Mazur czy Artur Ruducha. Pojawiają się też polscy klasycy. Graza i Kas (czyli Grażyna i Zbigniew Kasprzakowie) mają kilkuplanszowy komiks "Tow N." będący kolorową wersją ich programu teatralnego zaś Andrzej Nowakowski - autor "Domana" - ma dwie stroniczki z "Larkisa" drukowanego niegdyś w "Fantastyce". Jest jeszcze Jacek Skrzydlewski ze swoimi humoreskami. Pojawia się też tajfunowy tribiut... I właściwie tyle. Jak na magazyn odnoszący się do pisma promującego rodzimych autorów mizernie.
Najbardziej szkoda mi z nich wszystkich Maćka Kura. Scenarzysty, który radzi sobie i w formach krótkich (jak puszczone w magazynie "Lil i Put" czy "Emilka Sza"), i długich (to przecież on odpowiada za udaną kontynuację "Kajka i Kokosza", album "Królewska konna"). Mazur z kolei miał swoje niewykorzystane pięć minut parę dobrych lat temu. Ruducha... Mam już lekki przesyt autora, który w zeszytach z serii "Kapitan Szpic" nadal próbuje parodiować najdzielniejszego, polskiego milicjanta.
Proporcje. A gdyby tak znów postawić na Polaków? Kur, Kiełbus czy Fijał - skoro sprawdzają się w historyjkach humorystycznych - już są. Ale dlaczego nie PIotrek Nowacki, Tomek Leśniak czy Śledziu? Dlaczego w magazynie nie miałby pojawić się Krzysztof Wyrzykowski czy Marek Oleksicki tworzący realistyczne opowieści historyczne? Dlaczego nie Jerzy Ozga, Rafał Szłapa, Przemysław Truściński, Mikołaj Spionek, Rafał Mikołajczyk czy autorzy "Wydziału 7"? Wreszcie dlaczego nie Gośka Kulik, Janek Koza oraz Jacek Świdziński ze swym absurdalnym humorem? A to pierwsze z brzegu nazwiska, na jakie trafiłem przeglądając grzbiety z moich komiksowych półek. Bez zaglądania do środka choćby katalogów z łódzkich festiwali, gdzie też można wyłapać perełki.
I nawet niech nowe będzie dopełnione klasykami polskimi - jak pojawiający się w tym numerze Skrzydlewski czy Nowakowski. Niech będą to rzeczy krótkie, kilku-kilkunastuplanszowe. Zamknięte całości, a nie urywki. Do tego trzeba jednak solidnego przygotowania, a nie "łapanki" na zasadzie - bierzemy kto co ma pod ręką i składamy. Do tego potrzeba zaplanowania, rozpisania numerów na kilka do przodu, koncepcji na całość. I po taki "Relax" - pokazujący jak ma się dziś polski komiks - chętnie bym sięgnął. Podobnie jak po stary "Relax", który pokazywał potencjał ówczesnych twórców.
Cena. Oczywiście, można wydać 60 złotych na ów periodyk. Ale można też zainwestować te środki - wydając nie w sieci, gdzie ów periodyk jest dostępny, ale w sklepach interentowych - w inne rzeczy. Za cenę 60 złotych można już znaleźć trochę dobra i zagranicznego, i polskiego. Zakładając zapowiadane cztery numery w roku (ma to być kwartalnik) mamy już "w skarpecie" złotych 240. A to już większa kwota na zakupy. Z rabatami oferowanymi przez sklepy internetowe czy wydawców można już sobie złożyć ładną kupkę do poczytania.
Podsumowując. To nie jest magazyn wyprzedzający nasze czasy, ani nawet na nasze czasy. Jak można robić nowoczesne polskie magazyny środka? Pokazali przed laty pomysłodawcy takich pism jak "Czas komiksu", "Arena Komiks". Nawet "Świat Komiksu" był magazynem na poziomie. A teraz? Przyznaję, przechodziłem dwukrotnie obok "Relaxu" stojącego na półce pewnej ogólnopolskiej sieci handlowej. Jednak po przejrzeniu w sieci spisu treści oraz opinii jakoś nie kusi mnie, by zajrzeć do środka.
Andrzej Kłopotowski
P.S. Zastanawiałem się czy nie pokasować w tekście wszystkich "w", "i" czy "z" żeby nawiązać do noworelaksowej tradycji...
autor recenzji:
Mamoń
11.01.2021, 13:44 |