A Z CIEBIE CO WYROŚNIE?
Poczwarki to zawsze pewna niewiadoma. Mogą przekształcić się w piękne motyle. Ale mogą też przeistoczyć się w mroczne ćmy. Ludzie też są jak poczwarki. Nigdy nie wiadomo na kogo wyrosną.
Lucjan np. od małego był na bakier z religią. „Skrzywdzony” przez rodziców, trzymany z dala od Kościoła, wypierał Boga. Nawrócenie przeżywa na basenie. Pod wpływem chwili, gdy zaczyna czytać Biblię. Prezent od pani Renaty, której mąż – marynarz – wziął i… utonął. Zaczyna głosić słowo, wmawia sobie z czasem, że siedzi w nim Noe. Ksiądz z kolei – eleganckie perfumy, białe slipy, w torbie, z którą przychodzi na basen ma magazyn „Świat Mężczyzn” - podobno ma stały kontakt z Bogiem. Czasem też – jak sam mówi – ulega pokusom. Nadzieżda – nie mylić z Nadzieją – uwielbia z kolei łowić motyle. Jej świat legnie w gruzach, gdy jej ojciec wyjeżdża na ogarniętą wojną Ukrainę. Niby, by pochować babcię, ale tak naprawdę do kochanki… Chciałoby się rzec – przytaczając tytuł kultowego programu telewizyjnego – trudne to sprawy.
Ale trudne sprawy budują życie. Trudni bohaterowie jak „gruba banderówa” i „świrnięty pedryl” – bo tak o Nadzieżdzie i Lucjanie mówią rówieśnicy – budują trudny scenariusz. O Ruskich i Polakach. O gorliwych wierzących i tych, dla których Kościół to miejsce obce. Scenariusz, w którym pojawiają się też trudne pytania. Szczególnie na lekcjach religii prowadzonych księdza-zwyrodnialca. Jak pytania, o przeminę ciała w chleb i krwi w wino. Albo o to, co ma Arka Nowego do boreliozy… Trudne pytania przynoszą też trudne odpowiedzi i prowadzą do trudnych zdarzeń. Jak wtedy, kiedy Lucjan zaczyna… krwawić winem. Zbitka wiary z nauką przynosi kolejne rozterki. Trudne sprawy, trudne pytania i wreszcie trudne odpowiedzi budują trudny w odbiorze komiks. Komiks o poczwarkach.
Jeśli dobrze się zastanowić, to poniekąd komiks o nas samych. O naszych lękach, fobiach, frustracjach. Nieumiejętności radzenia sobie w różnych – trudnych, jeśli już używam tego słowa jako klucza – sytuacjach. Oczywiście w sposób wypaczony, wykrzywiony, przerysowany. Ale pojawiające się w komiksie zdanie „Odwaga to warunek szczęścia” to stwierdzenie jak najbardziej prawdziwe. I autentyczne. Każdy z nas jest taką poczwarką, która nie wiadomo czy pójdzie w tę odwagę, przekształci się w prawdziwe „ja” czy też będzie dalej chować się w cieniu, bawić w śmierć, niczym komiksowa ćma.
„Poczwarki” odpychają. Nie wpuszczają każdego do swego świata. Są surowe, łamią typowe postrzeganie komiksu, po prostu – jak powie większość – brzydkie i odpychające. W tym jednak też tkwi ich moc. Są w swej brzydocie (pozornej oczywiście) wyjątkowo spójne. Są zbudowane z pojedynczych obrazków, poukładanych na tło stworzone niejako ze starego, kolorowego papieru pakowego. Gosia Kulik, która z mozołem komponuje swe plansze jest pod tym względem dla mnie takim awangardowym Maciejem Sieńczykiem, choć sam Sieńczyk to przecież już niezła alternatywa.
Kulik debiutowała w 2013 roku albumikiem „V”. Weszła na dobre w świat komiksu przed dwoma laty albumem „Ta małpa poszła do nieba”. On też był hermetyczny. Po nim przyszła miniaturka „Chemia z Niemiec” – seria obrazków z polskich bazarów. Teraz mamy do czynienia z socjologicznym spojrzeniem na Polskę i Polaków przez – wykoślawiony – pryzmat wiary. Patrząc na to, co dzieje się w polskim kościele można przypuszczać, że podobnych wypowiedzi – przez sztukę współczesną – na ten temat będzie jeszcze więcej.
Andrzej Kłopotowski
P.S. Komiks ten jest też symboliczny z innego powodu. To niejako powrót do undergroundowych korzeni Kultury Gniewu. Wydawcy, który zaczynał od publikacji prac Pały czy Ryśka Dąbrowskiego, dziś zaś - świętując swe 20 urodziny – sięga po twórczynię undergroundową nowego już pokolenia.
autor recenzji:
Mamoń
18.12.2020, 15:41 |