FUCK THE PATRIARCHY!
Dziewczyno! Nie daj sobie wmówić, że masz mieć płaski brzuch, gładką twarz i słuchać tego, co będą ci nakazywać. Wanda Hagedorn w swym drugim memuarze rozprawia się z mitami dotyczącymi „ukobiecenia”.
Swój pierwszy pamiętnik – wyrysowany przez Jacka Frąsia - poświęciła dorastaniu w Polsce ludowej i kształtowaniu swej kobiecej świadomości. Drugi to już opowieść o dojrzałej kobiecie. Mieszkającej w Australii, zaangażowanej w działalność pozarządową na polu praw kobiet. Ale też ciągle odczuwającą wspomniane „ukobiecenie”. Narzucane przez ogół stereotypy, zgodnie z którymi powinna żyć, być, czuć. W scenariuszu komiksu „Twarz, brzuch, głowa” skupia się na trzech głównych sprawach. Na „wykrzywionej relacji z twarzą”, „wyalienowaniem z własnego ciała” i myślach, które - na szczęście - uczyniły z niej „kobietę gniewną”. Mówiąc najkrócej, skupia się na… twarzy, brzuchu i głowie właśnie.
Na takie też rozdziały dzieli swój memuar. Przez pryzmat zabiegów poprawiających wygląd twarzy, operacje plastyczne brzucha walczy z powszechnymi ideałami piękna. Szydzi z obsesji wiecznej młodości, przepisowych płaskich brzuchów (a przecież niepłaskobrzuszność dyskwalifikuje nawet z bycia wzorcem literackim czy rysunkowym) oraz pogoni za wynalazkami serwowanymi przez speców od urody. Choć sama też wpada w ich sidła. Hagedorn odsłania mechanizmy jakimi kieruje się grupa, jakie wywołują instynkt stadny. Namawia, by nie poddawać się obowiązkowi bycia śliczną, wiotką i bezsilną istotką w szowinistycznym świecie. By nie być wdzięczną za wszystko, ale by pokazywać swój gniew, swój wkurw. Pisząc z kolei o głowie namawia, by zerwać z siedzącymi w nas barierami (w jej przypadku ustawianymi przez wszechwiedzącego ojca). By poddać się terapii odtrucia. Myślowemu detoksowi, który pozwoli zerwać z patriarchatem. Pozwoli przełamać panoszącą się po świecie mizoginię.
Drugi memuar Wandy Hagedorn zilustrowała Ola Szmida. Oszczędne w kolorach plansze, narysowane grubą krechą z jednej strony siedzą w świecie undergroundu. Ale z drugiej mają w sobie coś z ducha przykurzonej już ilustracji książkowej i prasowej. Jest w nich i ekspresja, ale i dopracowany, osldkulowy detal. Widać, że autorki – mimo różnicy wieku – nadają na tych samych falach. I że zarówno dla Wandy, jak i dla Oli prawa kobiet leżą na sercu. Inaczej scenariusz i rysunki gdzieś by się porozjeżdżały. A tak można śmiało powiedzieć, że to – dosłownie – ich wspólny komiks. Pod którym mogą się śmiało, wspólnie podpisywać.
„Twarz, brzuch, głowa” ukazuje się w wyjątkowej chwili. Gdy na ulicach trwa walka o kobiecą normalność (ukazująca je grafika pojawia się pod skrzydełkiem okładki). Kiedy trwają protesty, w których kobiety – wspierane przez mężczyzn – nie dają się narzucanej przez obóz rządzący narracji pozbawiającej tak naprawdę nas części praw. Wanda Hagedorn namawia czytelniczki do własnych, małych rewolucji. Namawia je do wyłamywania się z konwenansów, przełamywania stereotypowego patrzenia. Zachęca, by myśleć, a nie dawać wtłaczać się w wąskie ramy czy to przez wszechwiedzącego ojca, czy przez polityków, którzy zawsze mają ostatnie zdanie. Pyta: „Jak śmiecie decydować za nas i o nas?”. Wierzy, że małe rewolucje wywołają efekt śniegowej kuli.
W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że „Twarz, brzuch, głowa” to komiks o kobietach, wyłącznie dla kobiet. Ale poruszane w komiksie kwestie można rozwinąć przecież dalej. Można zapytać dlaczego manipulować sobą dają również mężczyźni? Dlaczego wierzą politykom próbującym narzucać jak należy myśleć, jak należy czuć, jak należy żyć? Lektura memuaru podkręca drzemiącą w czytelniczkach i czytelnikach punkową energię. Zachęca, by nie milczeć, ale krzyczeć. I walczyć o własne „ja”. O własne prawa. Im więcej nas będzie, tym większa szansa na zwycięstwo zdrowego rozsądku. Wszak "Wkurw się rodzi"...
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
08.02.2021, 23:57 |
BYĆ KOBIETĄ
Wanda Hagedorn, autorka głośnej „Totalnie nie nostalgii” (porównań do której najnowsze dzieło autorki się nie ustrzeże), powraca z nowym komiksem. Komiksem innym, a jednocześnie takim samym, jak poprzedni. Jeśli więc kupiło Was tamto dzieło, „Twarz, brzuch, głowa” to rzecz dla Was. Jeśli nie, to dzieło także Was nie kupi. Choć jednocześnie warto jest tej opowieści się przyjrzeć i wyrobić sobie własne zdanie.
Jak to jest być kobietą? I to kobietą współczesną? Ukobiecaną? Co to w ogóle znaczy być kobietą? I z czym się to wiąże? Jakie wymogi odnośnie wyglądu stawia przed nami świat? I jak sobie z tym radzić?
„Totalnie nie nostalgia” była komiksem specyficznym. Świetnie narysowanym, ale scenariuszowo niewyważonym. Do tego sama Wanda (nie wiem czy tylko jako wykreowana na papierze postać komiksowa, czy też jako prawdziwa osoba) okazała się być jednostką pustą, jedynie skrytą za wielkimi słowami, a na dodatek mocno niedojrzałą, wciąż tkwiącą w świecie dzieciństwa i jego demonach, które naznaczały jej życie. Kiedy czytałem o niej, miałem wrażenie że czytam o osobie bez indywidualnych cech, kimś złożonym jedynie z zasłyszanych gdzieś haseł i wypowiedzi. Kiedy czytałem jej słowa, miałem wrażenie, że są odbiciem tego, z czym autorka się zetknęła a nie czymś, co płynie z głębi. Nie było pasji, nie było siły przekonywania, którą czuję, kiedy czytam zaangażowaną prozę Rotha, Irvinga, Hempel, Vonneguta czy Palahniuka. Była za to pewna sztuczność, którą ciężko ubrać jest w słowa. W przypadku „Twarz, brzuch, głowa” jest już inaczej, mniej rzuca się to w oczy, mniej jest odczuwalne, ale nadal trochę obecne.
Ale jednocześnie nie brak tu trafnych spostrzeżeń i naprawdę ciekawych momentów i ważkich treści. Nie jest to komiks – a właściwie powieść graficzna – z jakąś fabułą, prowadzoną do jednego punktu do drugiego. Hagedorn porzuciła konkretną treść znaną z „Totalnie nie nostalgii” na rzecz luźnej akcji, mającej przede wszystkim zanalizować sytuację kobiety we współczesnym świecie. Kobiety, jej wizerunku, urody, tego jaka musi być i co robić. Zanalizować, ale i zmierzyć się z tym. Skomentować. I są tu momenty, dla których naprawdę warto zanurzyć się w tę opowieść, nawet jeśli zostały podane w sposób bardzo prosty. Szkoda jednak, że autorka nie pokusiła się o analizę tematu nie z perspektywy kobiety, a człowieka po prostu, bo mężczyźni też muszą sprostać wymaganiom, muszą wpasować się w ramy, jakie zostały im wytyczone itd.
A jak to wszystko wypada graficznie? Cóż, na pewno „Twarz, brzuch, głowa” nie są dziełem tak zachwycającym pod tym względem, jak zilustrowana przez Jacka Frąsia „Totalnie nie nostalgia”, ale nadal graficznie są udane. Brudna, czasem niechlujna kreska Oli Szmidy, ma swój urok i pasuje do tej opowieści. Wpasowuje się też w klimat poprzedniego albumu, choć jednocześnie ma swój własny charakter i styl. Całość wieńczy dobre wydanie, które ładnie prezentuje się na półce. I dodawać chyba nic więcej nie trzeba, prawda? „Twarz, brzuch, głowa” to może nie do końca spełniona pozycja, ale ze względu na swoje zaangażowanie w aktualne tematy i trafione, wartościowe momenty, warto jest sięgnąć po album i przekonać się czy to rzecz dla Was. I zastanowić nad tym, co autorka ma jednak do powiedzenia.
|
autor recenzji:
wkp
26.01.2021, 07:01 |