DZIEWCZYNA NAD MORZEM
Drugi tom „Dziewczyny do wynajęcia” dość mocno posunął fabułę do przodu. Jeśli ktoś zatem nie wiedział ile seria liczy sobie tomów, łatwo mógł odnieść wrażenie, że to już niemal koniec. Nic jednak bardziej mylnego, co tylko potwierdza najnowsza odsłona serii, w której dokończony zostaje nadmorski wątek.
Wszystko się zmieniło. Wszystko się posypało. Kazuya „zerwał” z Mizuharą, by nie stawiać jej w trudnej sytuacji. Jego przyjaciel, nie mając pojęcia co się właściwie dzieje, nie zamierzał siedzieć cicho i zafundował im wspólny rejs, w nadziei, że coś się w ich relacjach zmieni. I tu pojawiają się kolejne problemy, bo oto Mizuhara, która od pewnego czasu źle się czuła, wpada do wody. Kazuya rusza jej na ratunek, ale czym mu się to uda? Czy te wydarzenia wpłyną na relacje miedzy nimi? I co z jego ex? A gdy wydarzenia nad morzem dobiegają końca, co jeszcze czeka na naszych bohaterów?
Historie o miłości uwielbiam właściwie odkąd tylko pamiętam. Tak samo zresztą, jak horrory, ale to już temat na zupełnie inne rozważania. W amerykańskich komiksach jednak zawsze trudno było mi znaleźć jakieś naprawdę dobre, romantyczne (ale nie w tandetnym tego słowa znaczeniu) opowieści. Właściwie poza komiksami Terry’ego Moore’a, z jego opus magnum „Strangers in Paradise” na czele plus paroma opowieściami J.M. Straczynskiego (choćby „Sins Past”), Ennisa (genialny „Kaznodzieja: Aż do końca świata”) i Franka Millera („Sin City”), nie spotkałem serii, która złapałaby mnie za gardło i serce. Ale już w świecie mang i anime i owszem. Japończycy mają bowiem taki dar, że potrafią żonglować emocjami, jak mało kto i wychodzi im to niemal za każdym razem.
Czy tak jest także z „Dziewczyną do wynajęcia”? Na pewno nie jest to jedna z tych serii, które należą do emocjonalnych rollercoasterów, niemniej nadal jest bardzo udana. To typowa komedia romantyczna pomyłek. Bohater zrodzony z długiej tradycji poczciwych fajtłap, bohaterka, której na pierwszy rzut oka daleko do ideału, pozornie niepasująca do siebie para, ludzie w ich otoczeniu, problemy… Uczucie rodzi się z jednej strony powoli, ale jednocześnie szybko. Bo właśnie taka jest ta manga. Może i fabuła nie pędzi tu na złamanie karku, jednakże wątki i wydarzenia następują po sobie szybko, co przekłada się na to, że w dość skondensowanej – ale bynajmniej nie skrótowo ujętej formie – dostajemy kwintesencję gatunku. Oczywiście gatunku romantycznych komedii skierowanych do facetów.
Efekt finalny jest bardzo udany i wciągający. Nie brak tu pewnej dozy erotyki czy mniej wybrednego (ale dalekiego od wulgarności czy sprośności) humoru, co spodoba się płci brzydkiej, ale dominująca romantyczność spodoba się także i płci pięknej. Do tego mamy naprawdę znakomite rysunki i… Cóż, cieszę się, że Waneko zdecydowało się na taką bardziej męską komedię o miłości z prawdziwego zdarzenia, bo od czasu takich tytułów, jak „Video Girl Ai” czy „Tasogare Otome X Amnesia” bardzo mi tego brakowało.
|
autor recenzji:
wkp
05.03.2021, 06:56 |