BAJKA. ZNOWU RAZEM
Szósta odsłona perypetii Wiktorii, która z psiną Bajką próbuje znaleźć swoich rodziców. Bohaterki postapo dla czytelnika w "krótkich gatkach" wracają na wspólne tory. A przy okazji dołącza do nich kilkoro nowych przyjaciół.
Przypomnijmy. Pod koniec czwartego tomu - "Opowieść gołębia" - z horyzontu Wiktorii znika Bajka. Liczy, że dziewczynka wsiądzie do wehikułu czasu i wróci do swoich rodziców. W tomie piątym - "Odległe krainy" - obserwowaliśmy cóż dzieje się z dzielną psiną. A teraz ma miejsce wielka i ważna tytułowa "Operacja Trufla". Stoi za nią nie do końca rozgarniety psi detektyw, który wbija w swój napięty grafik zlecenie Wiktorii i pomaga jej odnaleźć czworonożną przyjaciółkę. A przy okazji też w akcję wkręcają się nowe postacie (hm...), które będą towarzyszyć im w dalszej wędrówce przez zniszczony świat. Zawahałem się przy słowie postacie, bo chodzi o ćmę, dwie zmiennokształtne istoty a także wspomnianą psinę tropiącą. I właśnie owa psina pcha odcinek do przodu. Jak na prawdziwego detektywa przystało - bada próbkę sierści, tworzy portret pamięciowy, poszukuje śladów w postaci np. złamanej gałązki. I tropi. Skutecznie. Choć równie dobrze można uznać, że odnalezienie Bajki jest dziełem przypadku. Nie odbierajmy jednak jej zasług.
Marcin Podolec w "Operacji Trufla" kilkakrotnie zmienia narratora. Część fabuły pokazuje z punktu widzenia psa-detektywa. Wplata też w fabułę retrospektywną opowieść Wiktorii wspominającej jak to w ogóle spotkała Bajkę, ale też opowieść Bajki, która pokrótce opowiada co działo się z nią kiedy opuściła dziewczynkę. Oczywiście podkoloryzowujac historię, by wyszła na bardziej odważną niż jest w rzeczywistości. Zabiegi te wzbogacają narracę. Choć zasadniczo ten komiks po prostu się dzieje. Autor nie skraca na siłę, opisuje i rysuje, by narrację prowadzić do przodu, ale bez zbędnego pośpiechu. I - choć można by było tak przupuszczać - nie wynika to z nahalnego rozwlekania akcji, by "Bajka" miała jak najwięcej tomów. Podolec ciągle ma coś do powiedzenia.
Rysunkowo nie zmienia się właściwie nic. To dalej ta sama ciepła kreska, na którą autor nakłada brązy i szarości zniszczonego świata, rozjaśnione a to czerwoną czapką Wiktorii, a to kolorami psychodelicznej, marzącej o świetle do którego mogłaby lecieć ćmy, a to świetlikami na niebie dającymi nadzieję, na lepsze jutro.
Andrzej Kłopotowski
Dziś można śmiało powiedzieć, że "Bajka na końcu świata" to jeden z filarów dziecięco-młodzieżowego inprintu Kultury Gniewu. Ja jednak ciągle mam nadzieję, że Marcin Podolec wkrótce stworzy też kolejną opowieść z myślą o czytelnikach, który wyrośli już z Krótkich Gatek.
autor recenzji:
Mamoń
06.06.2021, 11:11 |