Ch.U.J. CZYLI CHWAŁA URŁAŁCJI JEDYNEJ
Każda kraina ma swoje bajki, legendy i podania. Mają je mieszkańcy Skandynawowii. Mają państwa afrykańskie. Mają Czechy. Ba, ma je nawet taka Polska. Dlaczego więc swoich bajek nie miałaby mieć Urłałcja? Od lat zbiera je, spisuje i wyrysowuje Krzysztof Owedyk potocznie Prosiakiem zwany. A Kultura Gniewu wydała je właśnie w jednym, grubym tomie zatytułowanym "Oszołomiające bajki urłałckie".
Urłałcja. Kraina niegdyś mlekiem i miodem płynąca, która zamieniła się w taką, gdzie burczą kiszki i klekoczą żebra. Gdzie "w małej chatynce żyły sobie dwie siostry. Dwie były leniwe, a trzecie, najmłodsza, bardzo robotna". Gdzie "za łąkami, za miedzami była pewna niegrzeczna księżniczka". Gdzie żył sobie pewien chłop, który "straszliwie chrapał i zgrzytał zębami podczas snu". Gdzie pewien parobek "był bardzo nieszczęśliwy". Gdzie żył sobie Męciwór, Oszmotarł, Śmietan, Kapciuszek, Kryptokaptogutor, carewicz Dreblinko, człowiek-kuń Roman, ksiądz Roztropek...
Prosiak odwiedza tę Urłałcję w miarę regularnie, od początku lat 90. XX wieku. Z mozołem godnym etnografa przemierza tereny od Półwyspu Nosowego na północy, po Góry Jenosikowe na południu. Od Słonecznej Równiny na zachodzie, po Chanat Tatarowy na wschodzie. Od Szwabii na północnym-zachodzie po Dzikie Stepy i Jeszcze Dziksze Stepy na południowym-wschodzie. Wreszcie od Stajniszczy Wielkich na południowym-zachodzie po Chłodne Pagóry na północnym-wschodzie. Zagladając w czasie tych wypraw nad Morze Jeziorowe, do Puszczy Carskiej, Kotliny Ścierw czy na Wzgórki Łanowe. Zajeżdżając do mieścin jak Suchegrzybek, Polakówka, Zetlejem, Babiląd czy Pewna Wioska. Wszędzie nastawia uszu. Wysłuchuje kolejnych bajek. Wysłuchuje opowieści przekazywanych przez Urłałczan z pokolenia na pokolenie. By bawić, by przestrzegać, by przestrzaszać...
Bo to nie są zwykłe bajki. To bajki oszołomiające. Nie oszałamiające, ale oszołomiające. O oszołomach, opowiadane przez oszołomów i dla oszołomów. To bajki, w których np. Szmargiel Kostropenko odnajduje butelkę, w której skrywa się Fajerkoniak. Gdzie Garszynka z agentami piekła miała do czynienia. Gdzie Józef z Pinokiem tworzyli najpiekniejsze latawce na świecie. Gdzie wściekła asica kury sołtysa Gumienki co noc dusiła. Gdzie Janochłon kwiat korpopaproci w lesie odnalazł...
To bajki, które wielokrotnie przypominają te świetnie nam znane. Zaczynają się podobnie, ale ich finał często jest zgoła odmienny. Dobro wcale nie musi wygrywać. Górą może być zło. Z tego co piękne - wyjdzie brzydota. Z brzydoty zrodzi się brzydota jeszcze większa. To bajki, które kpią z kołtuństwa, kretyństwa, zabobonów, prymitywnych wierzeń, zakłamania. Urłałczan. Choć czy aby na pewno Urłałczan? Czy pod głupkowatymi spojrzeniami mieszkańców krainy odwiedzanej przez Prosiaka nie kryją się nasi rodacy? Czy Urłałcja to nie Polska odarta z pastelowego tynku na styropianie, blachodachówki i kostki brukowej, którą wyłożono hektary chodników? Czy to nie polskie grzeszki i bolączki pokazane w najbardziej krzywych z możliwych zwierciadeł? Czy to nie my, tylko bez ciuchów z sieciówek, plastikowego żarcia i towarów "pierwszej" potrzeby?
Tylko, że to bajki, z których nikt nie wyciaga morału. W których morał bolał, boli i nadal bedzie boleć. A jeśli rozśmieszy, będzie to śmiech przez łzy.
"Oszołomiające bajki urłałckie" są już trzecim zbiorem opowieści z dalekiej/bliskiej (niepotrzebne skreslić) krainy. Pierwsze "Bajki urłałckie" objawiły się w roku 1994, w siódmym numerze wydawanego przez Prosiaka zina "Prosiacek". Druga edycja - uzupełniona nowymi bajkami - miała miejsce w 2003 roku. Teraz zaś dostajemy wydanie nie tylko znów uzupełnione kolejnymi odkryciami autora, ale też pokolorowane. Przylukrowane, uładnione, ale ciągle walące czytelnika prosto między oczy.
Mam szczęście poznawać je od początku. Dlatego mogę śmiało powiedzieć: Prosiaku, jesteś wielki! I jak nic zasłużyłeś na "Order Ch.U.J.".
Chwała Urłałcji Jedynej!
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
24.05.2021, 17:41 |