-Ktoś czeka gdzieś na ciebie?
-Nie "ktoś", szefie. Przygoda!
Te najstarsze komiksy z serii "Lucky Luke", datowane na koniec lat 40. XX wieku, mają swój niepowtarzalny urok. Dlatego cieszy, że w nowej edycji serii nie są pomijane.
Mieliśmy więc już możliwość obcowania z albumem "Kopalnia złota DIcka Diggera" (pierwszy w serii) oraz "Rodeo" (drugi w serii). A teraz dostaliśmy "Pod niebem Zachodu" (chronologicznie czwarty). W środku zaś dostajemy trzy historyjki: "Powrót Joego Cyngla", "Pora spędu bydła" i "Wielki pojedynek". To komiksy, które powstały zanim za pisanie scenariuszy zabrał się Rene Goscinny i wyniósł Lucky Luke'a na wyżyny popularności.
Morris - to on wymyślił bohatera - pisał proste opowiastki z życia na Dzikim Zachodzie, wykorzystujac powszechne myślenie o tym miejscu. Stąd z jednej strony pojedynki na rewolwery, zakapiory i krętacze. Z drugiej ludzie z mieścin, piękne kobiety i naiwni mężczyźni. Wreszcie z trzeciej codzienność i np. - jak w przypadku omawianego albumu - zaganianie bydła. A wszystko okraszone prostym żartem. Na zasadzie - jeśli ktoś wyrzucił skórkę od banana, inny się na niej potknie. Jeśli koń ma być czarny, można go przecież przemalować. Jeśli zrobić komuś żart, to np. częstując strzelającym papierosem. Albo jeśli trzeba ujeździć niesfornego rumaka, zawsze można dopiąć się do niego szelkami.
Równie w prosty sposób Morris rysował dzielnego kowboja. Lucky Luke w pierwszych komiksach nie przypomina dobrze znanego nam bohatera. Rysowany jest w bardziej prosty sposób, jeszcze - można to tak określić - niewprawny. Jednak dzięki temu jest uroczy. I dzięki temu, że naprzemiennie z najstarszymi komiksami wydawane są też i późniejsze (realizowane przez duet Goscinny/Morris) i najnowsze (tworzone przez ich następców) albumy możemy obserwować jak na przestrzeni dekad zmieniał się ten bohater.
Przy okazji albumu "Pod niebem Zachodu" nie sposób nie wspomnieć o żarcie tłumaczki Marii Mosiewicz. Kawałek Lecha Janerki - z czasów zespołu Klaus Mitffoch - śpiewany przy ognisku na Dzikim Zachodzie? Mnie rozśmieszył!
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
02.09.2021, 11:24 |