OM 2.0
Po blisko dekadzie wraca „Om”. Tym razem komiks Piotra Nowackiego ukazuje się w kolorze i z dodatkami. Oraz z podtytułem „Apetyt na przygodę”. Tym razem, bo niektórzy mogą pamiętać (i mieć na półce – ja mam) zeszyt rozdawany przy okazji Komiksowej Warszawy w roku 2012. Był to czarno-biały komiks - wydany w „tytusowym” formacie - zatytuowany po prostu „Om". Dziś to zeszyt właściwie niedostępny. Dlatego cieszy, że został nie tylko odkurzony, ale i… Po kolei.
„Om. Apetyt na przygodę” to niema historyjka dla młodego odbiorcy wymyślona i narysowana przez jednego z gigantów współczesnego polskiego komiksu dziecięcego – Piotra Nowackiego. Piotr znów pewnie zawstydzi się za porównanie (zawsze to robi) i uzna, że jest na wyrost, ale dla mnie to Bohdan Butenko XXI wieku. Przecież tak, jak pan Butenko swoim „Guciem i Cezarem”, „Gapiszonem” czy ilustracjami choćby do książek Jana Brzechwy wychowywał dzieciaki urodzone w latach 70. i 80. XX wieku, tak Piotr Nowacki „Omem”, „Detektywem Misiem Zbysiem” czy „Smoczkiem Loczkiem” czyni to obecnie. I Butenko, i Nowacki bazując na prostym rysunku wypracowali swój własny niepowtarzalny styl. Styl Nwackiego można zobaczyć w przypomnianym właśnie „Omie”.
To komiks o stworku, który – gdy zaczyna doskwierać mu głód – wydaje dźwięki, od których albumik wziął tytuł. Kiedy jednak z jajka, które ma pałaszować na śniadanie „wyrastają” nóżki, powstrzymuje się i… Między niedoszłym konsumentem a konsumowanym zawiązuje się nić przyjaźni. Na tyle silna, że gdy jajko ginie Om (trzymajmy się tego imienia) rusza przed siebie, by odnaleźć kompana. Po drodze – przecież jest bohaterem – m.in. natrafia na złowieszczego ninja, przeżywa burzę na morzu czy ląduje w brzuchu rekina. I choć wcale na te przygody nie ma apetytu (z podtytułu), całkiem dobrze sobie radzi wychodząc z opresji.
A młody czytelnik – a właściwie oglądacz bo „Om” to komiks niemy – chłonie te przygody tak, jak moje pokolenie chłonęło „Gucia i Cezara”. Przygody zaskakujące, w których bohater od razu skrada serce odbiorcy. No bo jak nie polubić stworka mruczącego pod nosem „Om, om, om”, wciągającego co mu się nawinie? Stworka, który przyjaźń stawia ponad wszystko?
„Om” w wersji z roku 2021 różni się od pierwodruku. Został nie tylko zremasterowany, ale i pokolorowany (pojawiają się też klimatyczne rastry i przesunięcia kolorów), ubrany w nową okładkę, uzupełniony gościnnymi występami kilku tuzów polskiego komiksowa. To Berenika Kołomycka, Śledziu, Tomek Leśniak, Marcin Podolec i Łukasz Mazur, którzy zinterpretowali po swojemu jedną planszę komiksu. No i z kilkoma dodatkami w tym z… nowym zakończeniem. Mamy więc komiks niby stary, a jednak nowy.
Andrzej Kłopotowski
P.S. Wyciągając stare wydanie komiksu „Om” z półki wysunął mi się jeszcze „Moe”… Komiks również czarno-biały i również rozdawany bezpłatnie na Komiksowej Warszawie w roku. Przypadek?
autor recenzji:
Mamoń
07.09.2021, 21:31 |