ARAB PRZYSZOŚCI I ARAB (BEZ) PRZYSZOŚCI
Riad Sattouf kontynuuje opowieść o swej syryjsko-francuskiej rodzinie. Rodzinie, w której coraz bardziej zaczyna zgrzytać.
Czwarty tom jego autobiograficznego komiksu „Arab przyszłości” obejmuje lata 1987-1992 (dla przypomnienia – tom pierwszy zaczynał się w roku 1978). To czas kiedy rodzina niby już ma układać swoje życie we francuskiej Bretanii. Ma, ale ojciec Riada wciąż nie może wyrwać się z bliskowschodniej codzienności. Pracując jako wykładowca w Arabii Saudyjskiej marzy, by w końcu zostać żyjącym z odsetek bogatym rentierem. Rodzinę – znajdują miejsce na przylądku Frehel, niedaleko bliskich - odwiedza niezbyt często. Podobnie zresztą jak w drugą stronę – wypady na Bliski Wschód do codzienności nie należą. A jeśli już się przytrafiają, i matka, i Riad marzą, by jak najszybciej wrócić do Europy.
Każda taka eskapada pokazuje bowiem różnice kulturowe między Francją a Syrią. Pokazuje różnice w postrzeganiu ludzi, tratowaniu kobiet, ale też religii czy tematów będących tabu. A w muzułmańskiej Syrii źle odebrana może być nawet reprodukcja obrazu z tancerką mistrza Edgara Degasa. Z kolei chwile rozłąki – kiedy ojciec znika z życia rodziny - pozwalają pokazać jak jego samotność na Bliskim Wschodzie wpływa na psychę. Jak z każdym miesiącem – pod wpływem Koranu czy pielgrzymki do Mekki - coraz bardziej radykalizuje się. Jak staje się rasistą psioczącym nie tylko na Żydów z Izraela, ale i Francuzów, zlaicyzowanych Arabów zamieszkujących w kraju nad Sekwaną czy - ogólnie – europejskie kobiety roznoszące aids.
Czym jednak są problemy świata dorosłych w porównaniu z problemami samego Riada. Miłosne uniesienia do bohaterki z japońskiej kreskówki czy Cindy Crawford, kłopoty w szkole związane z kpiącymi kolegami z klasy, naśmiewanie się innych z jego imienia to jedna strona medalu. Druga – westchnięcia pod jego adresem koleżanek, w których rankingach na najładniejszych chłopców wygrywa… A między tym futbol, deskorolka i… poznawanie nowych słów. Niekoniecznie takich, które spodobają się matce czy ojcu.
Lata 1987-1992 to lata kryzysu w małżeństwie państwa Sattouf. I gdy wydaje się, że w finale udaje się ową rodzinną niemoc przełamać, a kłótnie odłożyć wysoko na półkę, do akcji znów wkracza ojciec i pokazuje swoją prawdziwą twarz. Twarz radykała, który decyduje się na radykalne rozwiązania, by tylko dopiąć swego i wychować syna – przynajmniej jednego – na dobrego muzułmanina. W przeciwieństwie do Riada - który jest tytułowym Arabem przyszłości - na Araba bez przyszłości. Podobnego do ojca, do którego stwierdzenie to świetnie pasuje już teraz.
Czarty tom „Araba przyszłości” przynosi prawie dwa razy więcej materiału niż każdy z poprzedników. Riad Sattouf zamknął tom w 280 stronach (dla porównania poprzednie liczyły po 150-160 stron). I nie wyczerpał jeszcze tematu perypetii swojej rodziny. Saga ma mieć swój ciąg dalszy. I podobno na polską kontynuację możemy liczyć już w przyszłym roku.
Stałych czytelników do lektury namawiać nie trzeba. Nowych może skusi hasło, że komiks ten już dziś przyrównywany jest do albumów "Maus" czy "Persepolis". I nie jest to hasło na wyrost.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
11.09.2021, 23:13 |