MAŁY KSIĄŻĘ ZAGUBIONY W KOSMOSIE
Nowy album ze świata Czarnego Młota to nic innego niż komiksowa impresja na temat pułkownika Weirda.
To kolejna miniseria dryfująca wokół serii teamu Jeffi Lemire (scenariusz), Dean Ormstron i Dave Stewart (rysunki). Kolejna po miniseriach "Sherlock Frankenstein", "Doktor Star" czy "Era Kwantowa". Tym razem Jeff Lemire na tapetę wziął Randalla Weirda. W jeden komiks "włożył" kilku pułkowników. Nieopierzonego jeszcze młokosa, podlotka lecącego w kosmos, guru hipisów i wreszcie wiekowego staruszka. Dzięki przeskokom w czasie i przestrzeni spiął ich w jedną historię wzlotów i upadków kolejnego bohatera z ekipy Czarnego Młota. W historię człowieka, a nie supebohatera. Targanego emocjami, wyszydzanego, kochającego, wyniesionego na pozycję boga, ale i - jak stoi w tytule - zagubionego w kosmosie.
Zagubienie najlepiej oddaje jedna z okładek zeszytów zebranych w ten tom. Weird stoi sam na planecie - na której znajduje się tylko niewielki wulkan i stacja benzynowa - niczym Mały Ksiażę z ksiażki Antoine'a de Saint-Exupery'ego. Ale w scenariuszu nie ma już aż tak bezpośrednich nawiązań do Exupery'ego. To bardziej osadzona w klimacie science fiction historia o samotności chorego, cierpiącego człowieka pozbawionego nadziei na normalne życie. Życie, które spina klamrą zabawka z dzieciństwa - pojawiająca się, by w wieku dojrzałym, by zabrać go w kolejną - może ostatnią - podróż.
"Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie" nie wnosi za bardzo niczego nowego do podstawowej serii "Czrany Młot". To kolejny wypełniacz. Z tym, że wypełniacz o tyle niezwykły, że napisany przez Jeffa Lemire. A on - z małymi wyjątkami - poniżej dobrego z poziomem nie schodzi. Dla fanów serii ciekawostka. Pozostałych w świat "Czarnego Młota" raczej nie wkręci ze względu na zbyt dużą hermetyczność.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
04.01.2022, 12:13 |