KOBIETA ŻYCIA, KOBIETA SNÓW
Niby kolejna obyczajówka. Ale w jaki sposób zrealizowana! „Ty jesteś kobietą mojego życia, ona kobietą moich snów” to ekspresyjnie narysowana opowieść o codzienności pisarza i malarki.
Ekspresja – to słowo najlepiej oddaje nastrój panujący na stronach komiksu. Poszczególne plansze – często tworzące całościowe kompozycje – są niejako zaledwie naszkicowane. Pokazują dzięki temu nastrój, emocje, pierwszy zamysł jaki miał João Fazenda gdy rozpisywał historię Pedro Brity na obrazki (czasami, by pokazać otaczający bohatera chaos, rezygnuje nawet z rysunku, upychając na planszy przytłaczające bohatera pojedyncze słowa). Są „pociągnięte”, nakreślone. Dodatkowo są jeszcze „podbite” jednym kolorem. To czerwień. Akwarelkowa. Nałożona na kadry tak, by dopełniała, a nie jedynie wypełniała. By stanowiła dookreślenie postaci, miejsc, zdarzeń.
A dzieje się w fabule sporo. Pedro Brita wymyślił artystyczną parę. On zajmuje się pisaniem - akurat pracuje nad scenariuszem do komiksu. Ona – malowaniem szykując cykl, który – ma nadzieję – w końcu zostanie gdzieś pokazany. Wymyślił parę, u której niby wszystko gra. Ale też parę z życiem bez polotu. Choć podobno ona jest kobietą jego życia… W pewnym momencie jednak pojawia się też kobieta jego snów. Dziewczyna, która „przychodzi” do niego gdy kupuje niepozorny kwiatek. Taki, jakie czasami sprzedają staruszki pod sklepami. Pojawia się też jeszcze jedna kobieta. I zmienia świat, w jakim do tej pory tkwili Tomas i Elsa.
Świat, który Brita pokazał przy pomocy rozmów na różne tematy: komiksu, malarstwa, wernisaży, związków, orgazmów, seksu. Rozmów, jakie często toczy się z przyjaciółmi. Przy alkoholu, na imprezach, w knajpach. Autorzy mówią o tym w dołączonym do albumu wywiadu, w którym wspominają pracę nad „Ty jesteś kobietą…”.
Wydany przez Timofa album pojawia się na naszym rynku już drugi raz. Po raz pierwszy „Kobieta mego życia, kobieta moich snów” – bo pod takim tytułem został wydany pierwotnie – już w 2008 roku przygotował Taurus Media. Wtedy jednak komiks przeszedł bez większego echa. Oby teraz został dostrzeżony przez czytelników. Zasługuje na to. Mimo, że ma już dwie dychy na karku (na rynku portugalskim ukazał się już w roku 2000) ciągle zaskakuje świeżością. Fabularną i – przede wszystkim – graficzną.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
29.10.2021, 22:09 |