Lucky Luke'a rewolwerowca szybszego od swojego cienia, bohatera o szybkim palcu na spuście i celnym oku – zna cały komiksowy świat. Tego samotnego kowboja podążającego ku zachodzącemu słońcu, który podczas swoich przygód spotyka znane autentyczne postacie z historii Dzikiego Zachodu, a także spotyka psa Bzika - uwielbia cały komiksowy świat! Przygody Lucky Luke'a - szeryfa, który bierze udział w wielkich wydarzeniach historycznych i w szeregu sytuacjach znanych z filmowych westernów czytają miliony.
Wydawnictwo Egmont systematycznie przybliża polskim czytelnikom kolejne tomy o jego zawieruchach, zaś w pierwszym miesiącu 2022 roku wydało komiks pt. Arizona. Jest to wyjątkowy tom przygód Lucky Luke'a.
Dlaczego? Albowiem jest to niepospolity i zdumiewający album z serii wymyślonej i stworzonej przez arcymistrza Morrisa. Po raz pierwszy, w jednym albumie wydany 1951 roku. Tu na marginesie. Historia Lucky Lucke'a urodziła się w głowie Maurica de Bevere (alias Morris). Rok po drugiej wojnie światowej postanowił stworzyć film animowany, w którym głównym bohaterem byłby „wesoły cowboy”. Niestety jego wizja – ośmieszenia konwencji westernu - nie przypadła do gustu producentom. Mając w zanadrzu przygotowany scenorys, uzupełnił jego zawartość dymkami i w tym samym roku w Almanachu nr. 47, który był specjalnym dodatkiem do magazynu „Spirou”, (publikowanym przez Dupuis) wydrukowano pierwszą przygodę o Lucky Luke'u pt. „Arizona 1880”. W tym miejscu pojawia się wspomniana wyjątkowość niniejszej publikacji. Albowiem, w dużej części niniejszy komiks powiela pierwodruk z magazyny "Spirou". Do tego wyjątkowe, jest to, iż widzimy w obrazie grafiki, jak pierwotnie - (czytaj w sensie: radośnie koślawo) - wyglądał nasz pierwszoplanowy bohater. W tym okresie styl mistrza Morrisa dopiero kształtował się. Dajmy na to! Bliżej było w grafice Lucky Luke'owi do kreskówkowego marynarza Popeye'a, niż do obecnie znanego nam bohatera. Warto także dodać, iż niniejszy album powstał, jeszcze przed wyjazdem Morrisa do Stanów Zjednoczonych Ameryki i poznania tam rysownika Rene Goscinny'ego.
„Arizona oraz Lucky Luke kontra Papierosowy Cezar”, bo tak brzmi pełna nazwa tego tomu, to kawał solidnej "oldskulowej" opowieści. Szybkiej, treściwej i zgodnej z najstarszymi kanonami pokazującymi w westernie dobrych i złych. Czyli po jednej stronie tych raczej dobrych i po drugiej tych złych. Jednakże w komediowej konwencji, czyli wszystko to ukazano w oparach slapstickowego humoru.
Lucky Lucky jest tu bardziej niż specyficzny i nie poprawny politycznie. Ba, jak na obecne czasy, to jest wręcz niepoprawny. Jednakże o pewnych aspektach tej niepoprawności, to napiszę za momencik.
Akcja komiksu zawiązuje się w 1880 roku w okolicach Nugget City. Gra słów, jak najbardziej uzasadniona. Mieszkają tam ciekawe "snickersy", wróć specyficzna społeczność. Naszego bohatera spotykamy w momencie, gdy pomaga – dosłownie- postawić na nogi przewrócony dyliżans. Notabene, wcześniej napadnięty przez bandytów. Od tego momentu rozpoczyna się ostra jazda bez trzymanki i szukanie winnych. A do tego! Pościgi, bójki barowe w oparach dymu tytoniowego, wycieczki do Meksyku za tymi złymi i znowu pościgi i bójki. Luke ściga przez cały czas Papierosowego Cezara. Nasz bohater ciągle jest w trasie, albo na arenie, gdzie są byki.
Radosna opowieść ekspresowo podąża do przewidywalnego finału. Dzieje się tu wiele latają kule, sombrera, ogromne garnki, a nasz główny bohater pojawia się niczym Filip z konopi, a to ze studni, a to wychodzi z kaktusa! Tak... Hmm... Olaboga! Oj, jaka to jest ramotka. Jednakże, czyta się to całkiem przyjemnie. Ba, co rusz uśmiechałem się po kolejnej slapstickowej scenie. Ramota straszna, ale zabawa przednia. Na sam koniec, chciałbym wspomnę o tych aspektach niepoprawności politycznej naszego głównego bohatera. W pewnym sensie zdradza, to sam rozbudowany tytuł komiksu. Mianowicie, Lucky Lucke był palaczem... Mm? Ba, w tym miejscu taka "oczywistość oczywistości". Lucky Lucke nie wyglądał wtedy, jak obecnie teraz jest pokazywany w komiksach. Tzn. z źdźbłem trawy vel słomy vel jakieś tam rośliny w ustach. Nasz bohater prawie przez cały czas miał w gębie cygaretkę. Także więc, nie była to zbyt edukacyjna postawa i persona. Czytaj także, prozdrowotna i poprawna politycznie postawa. Zresztą w tym okresie, od II Wojny Światowej do lat 60-tych, to pokazanie palenia tytoniu w komiksach nie było zabronione. Takie to były czasy! Dodam, pomimo tego, iż zarazem na wielu polach i we wielu działaniach walczono ustawowo z komiksami. Np. w USA od 1946 roku, co rusz cenzurując.
Na marginesie. Jest wielce prawdopodobne, iż postać westernowego Marlboro Man'a , używana w kampaniach reklamowych wyrobów tytoniowych dla papierosów Marlboro. Wymyślona przez Leo Burnetta w 1954 roku w Stanach Zjednoczonych, była zainspirowana także tym komiksem. Jednakże trzeba pamiętać, iż to były inne czasy.
Nie zmienia to stanu rzeczy, iż oceniany tytuł, to pozycja obowiązkowa w biblioteczce prawdziwej komiksiary i prawdziwego komiksiarza.
Tak wiem, że Arizona jest specyficzna! Tak wiem, że Arizona, to ramota straszna. Ale? Ale jest zabawna, slapstickowa, pełna niezapomnianych wizualnie wrażeń. Do tego pokazuje, jak pierwotnie wyglądał styl graficzny mistrza Morrisa. A nie dość tego jest to szybkie czytadło, ekspresowe niczym konik naszego bohatera, patataj... patataj, a zarazem tytuł ten pod wieloma względami jest wyjątkowy. Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku! Wiesz już o czym piszę! Nie zwlekaj więc z zakupem, albowiem jest to lektura obowiązkowa!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
21.01.2022, 17:17 |