PRZYGODY, HISTORIA, ZAGROŻENIA
Dziewiąty tom „Sagi Winlandzkiej” to bezpośrednia kontynuacja poprzedniej części. I to jak najbardziej dosłowna, bo już od pierwszej strony tkwimy w akcji, która kończyła poprzednią część. Najważniejsze w tym wszystkim pozostaje to, że ta akcja, jak i zabawa jaką oferuje, jest wprost rewelacyjna i po raz kolejny potwierdza, że w temacie wikingów seria Makoto Yukimury jest jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek powstały.
Walka Thorfinna trwa! Relacje łowca-zwierzęta w tym starciu mogą zmieniać się bardzo płynnie, a jego wynik nie jest przesądzony! A do tego jeszcze przeszłość nie odpuszcza i…
„Saga Winlandzka” to właściwie nie tyle dobra seria przygodowa, ile fascynującą podróż w czasie do XI wieku. Mogło być zwyczajnie, bo przecież w serii głównie obserwujemy kolejne starcia, zmagania na różnych polach, walkę o przetrwanie i bohaterów wrzuconych w sam środek pędzących na łeb na szyję wydarzeń, a jednak Makoto stworzył tutaj coś niesamowitego. I chociaż zawarł wszystkie elementy, które są przecież u konkurencyjnych tytułów, zdołał oddać w ręce czytelników rzecz na wskroś własną, niepowtarzalną, z charakterem i realizmem, jakich brakuje mi w podobnych tytułach. I jednocześnie rzecz, która bije większość mang dostępnych na rynku, choć konkurencja świetnych tytułów jest naprawdę duża.
Poza tym „Saga Winlandzka” od początku trzyma jeden ten sam, wysoki poziom. Nie ma tu słabszych momentów, wszystko jest przemyślane, znakomicie zaplanowane i równie dobrze poprowadzone i ukazane. Fabuła jest wciągająca, nie nudzi ani przez moment, a zamiast tego potrafi wykrzesać sporo emocji. Doceniam też przekonujące ukazanie świata, bohaterów i realiów, a także dialogi i panujący na stronach klimat.
Do tego całość zilustrował w iście rewelacyjny sposób. Właściwie szata graficzna jest tu nawet jeszcze lepsza, niż scenariusz. Jak na mangę przystało, „Saga Winlandzka” oferuje dość typowy desing postaci z dużymi oczami na czele, charakterystyczne kadrowanie czy dynamikę sekwencji walki. Z drugiej zaś strony mamy też typowo mangowe realistyczne oddanie otoczenia i detali uzbrojenia, strojów etc., a jednocześnie odnajdujemy w tym pewien sznyt rodem z komiksów europejskich. Oglądanie „Sagi Winlandzkiej” staje się więc wielką przyjemnością, a nastrój panujący na stronach urzeka.
W skrócie, świetna manga. Szczególnie dla dojrzałych czytelników. Nic dziwnego, że cykl ukazuje się już od siedemnastu lat, doczekał dwudziestu pięciu tomików (w Polskiej edycji mamy podwójnej grubości wydanie, więc niewiele nam już brakuje do doścignięcia oryginału) i to jeszcze nie koniec.
|
autor recenzji:
wkp
03.02.2022, 06:20 |