ROSJANIE W NOWYM JORKU
Ta wytatuowana babka z okładki to Azami. Policjanta z Nowego Jorku w ramionach tuli znalezionego w ciemnym zaułku chłopczyka, którego postanawia wychować. Nazywa go Paul. Tak samo jak człowieka, który wychowywał ją. Człowieka, za którym ciągnie się mroczna przeszłość.
Paul dziś prowadzi w Nowym Jorku salon tatuażu. Ma jednak za sobą przeszłość w rosyjskim gułagu. Tam poznał piękną Nadię. Tam też spotkał szaloną Annę, która zahaczała o szamanizm. Teraz obie zjawiają się w Nowym Jorku. I są jak demony przeszłości, które dopadają go ponownie. W sekrety przeszłości wkręcona zostaje też Azami. Dziewczyna, która stosuje nie do końca klasyczne techniki prowadzenia swoich śledztw. Korzysta z pomocy ludzi ulicy. Zresztą… Inaczej nie mogłaby tego robić w mrocznych zakamarkach Nowego Jorku, gdzie pracuje. Zakamarkach i ruinach gdzie ukrywa się Anna.
Sprawa, którą usiłuje teraz rozwikłać dotyczy jej bliskich. Paul zostaje wkręcony w fałszowanie dolarów dla półświatka. Dodatkowo wychodzi na jaw, że ów półświatek prowadzi proceder podtrzymywania wiecznej młodości za sprawą szalonych metod Anny. Tytuł albumu „Kanibale Nowego Jorku” (ale równie dobrze mógłby to być album „Wampiry Nowego Jorku”) nie jest bowiem przypadkiem. W okładkach dostajemy fabułę będącą mieszanką kryminału i horroru.
Fabułę komiksu stworzył Jerome Charyn. I trudno odmówić mu wyczucia klimatu. Zresztą… Autor pochodzi z Bronxu. Nie wymyśla więc miejsc, ale zakamarki i siedzące w nim zło zna z autopsji. Od podszewki. W „Kanibalach Nowego Jorku” odrealnia je ludowymi wierzeniami, szamanizmem. I trochę przegina. Znacznie ciekawsza jest część kryminalna niż ta, gdy zjawiają się już tytułowi kanibale.
Z kolei z rysunkami – odpowiada za nie Francois Boucq – część czytelników może mieć większy problem. Tradycyjnie już mowa o twarzach. Boucq – podobnie jak Hermann – ukazuje postacie w przerysowany sposób. Część odbiorców mówi, że są po prostu brzydkie. Inni, że ekspresyjne. Ja jestem w tej drugiej grupie. Jedno jest pewne. Postacie Boucq są na pewno charakterystyczne na tyle, by od razu rozpoznać autora.
Autora znanego w Polsce z kilku prac. Zilustrował przecież scenariusze, jakie napisał Alejandro Jodorovsky – by wspomnieć western „Bouncer” czy fantastyczną ”Księżycową gębę”. Poznaliśmy też kilka wspólnych prac Boucq i Charyna – jak „Czarcią gębę” i „Żonę magika”. Oraz album „Tulipanek” (KLIK). W tym ostatnim też spotkaliśmy już przecież… Paula. Tam poznaliśmy jego przeszłość, zobaczyliśmy pobyt w gułagu. Teraz mamy okazję podejrzeć jak radzi sobie na początku lat 90. XX wieku. Wskazane jest więc połączyć lekturę "Kanibali..." z "Tulipankiem". Choć równie dobrze oba albumy sprawdzają się jako samodzielne byty.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
05.05.2022, 23:01 |