RZECZYWISTOŚĆ JEST GRĄ
Trzeci i zarazem przedostatni tom „Die” to komiks dokładnie taki sam, jak poprzednie jego części. Niezły, ale nie spełniony w takim stopniu, w jakim zakładali jego twórcy. Komu podobały się poprzednie dwie części, teraz też będzie zadowolony. A kto był zawiedziony, ten po lekturze części trzeciej zdania nie zmieni.
Ash musi stawić czoła nowym zagrożeniem. Poznaje też tego, który rządzi królestwem. Ale czy odkrycie prawdy i poznanie reguł, może coś zmienić?
Tymczasem Angela i Matt uwalniają Chucka. Rzecz w tym, że sytuacja komplikuje się coraz bardziej. Jak potoczą się losy ich wszystkich w tym szalonym i niebezpiecznym świecie, którego rzeczywistość jest grą?
Chociaż, jak pokazywały dodatki do pierwszego tomu „Die”, jest to seria gruntowanie zaplanowana i przemyślana, pełna odniesień i smaczków, to kiedy czytelnik nawet obeznany z tematem zanurza się w opowieść, w ogóle tego nie czuje. Kieron Gillen miał wszystko przemyślane, wiedział co chce, rzecz w tym, że gdyby nie opisał tego w dodatkach, byłoby to niezauważalne. Bo fabuła w jego wykonaniu jest nie tyle hołdem złożonym innym dziełom, co po prostu kopią schematów z nich zaczerpniętych.
Jednocześnie „Die” miało być dekonstrukcją rpg-owych motywów, zabawa gatunkowymi wymogami i tym podobnymi. Gillen starał się tu stworzyć opowieść, która będzie spełnieniem jego marzeń. Spełnieniem marzeń każdego miłośnika fantasy i gier typu role playing. Takie historie tworzone z pasji i miłości zazwyczaj są udane, często bardzo. Bywa, że przełomowe, porywające tłumy (takim dziełami były np. „Matrix” czy filmy Tarantino). „Die” jest wyjątkiem, bo z pasji zrodziła się zachowawcza opowieść, w której najlepsze okazują się być sentymenty, które czasem przebijają.
Przydałoby się tu więcej lekkości, humoru, mniej dialogów. Wszystko jest śmiertelnie poważne, choć tej powagi akurat tu nie trzeba. Czyta się to jednak całkiem nieźle, „Die” ma swoje momenty, więc tu elementów dla tych, którzy w klasyczne rpg-i grali i grają, niż typowych miłośników fantastyki, a fantasy w zdolności. Bywa, że akcja potrafi wciągnąć, a i ma swój urok. Graficznie? Też, chociaż tu podobnie jak z treścią, więcej jest ilustracji, które po prostu są zwyczajne i nie robią takiego wrażenia, jak chyba miały.
Mimo swoich minusów i mojego sarkania, „Die” jest przyzwoitą lekturą. Czymś dla zagorzałych fanów rpg-ów fantasy, którym mało podobnych wrażeń. Jeśli lubicie „D&D”, „Jumanji” i tym podobne rzeczy, znajdziecie tu coś dla siebie. Może seria Was nie zachwyci, ale nie powinna też stanowić dużego zawodu.
|
autor recenzji:
wkp
04.04.2022, 06:18 |