"Szkielety. Łowcy skór cz.1", autorstwa Radosława Orła i w oprawie graficznej Pawła Kędzierskiego, to komiks bardzo inny, intrygujący i specyficzny. Dlaczego? Ponieważ, jego odbiór pozytywny lub negatywny zależy od wielu czynników ludzkiego charakteru np. poczucia humoru, ale także zależy mocno od samopoczucia danej osoby.
Dziwnie to zabrzmi, ale zrobiłem doświadczenie wśród bliskich znajomych na temat tego komiksu. Przeczytali i odzew po lekturze był bardzo, bardzo różny. Okazuje się i także zbieżny z moimi odczuciami. Przeważały głosy pozytywne, ale także bardzo ciekawe spoostrzenia negatywne. Ba, po tych komunikatach sam także przeczytałem ten komiks jeszcze dwa razy i musze przyznać, iż są plusy. Hmm, ale i minusy są uzasadnione. Szczegóły? Zapraszam do lektury recenzji, postaram się maksymalnie, bez spoilerów.
Powstały dzięki wsparciu Miasta Gdańsk, tytuł "Szkielety - Łowcy skór cz.1" to abstrakcyjna historia dziejąca się w nieznanym czasie, w nieznanym miejscu, w nie dniu i w nie nocy, w Kościutrupistanie, w miejscowości Osteoporoza. Notabene, na tle budynków podobnych do tych w Gdańsku.
Ta swoista kraina, można rzec śmiało, a tym bardziej napisać jest alternatywnym obrazem biblijnego czyśćca, albo alegorią przedpiekła.
"Żyjące" tu truposze wykonują dziwne zajęcia i prace, np. grabarza ożywiciela. Takowi grabarze (MacKluski, Skalp, Wy'Doodley) po doprowadzaniu na cmentarzu, do odkopania kości i złożenia ich w całość - powodują ożywianie martwego. W taki sposób specyficzny, ale i ciekawy pod względem fabularnym, tworzą oni nowe byty (istoty), dla tego specyficznego społeczeństwa. Monopol nad tym dziwnym cmentarzem ma "Elvisopodobny" typ, niejaki II Dettore. Jednakże pewnego nie dnia i nie nocy, niejaki Mr, Skin zaatakował cmentarz. Porywał ciała, czytaj szkielety. Niedoszłych truposzy nie można już ożywić, ale także Mr. Skin strzelił do grabarza Skalpa i porwał jego korpus. Ta dam! Na odsiecz Skalpowi ruszała dwójka jego przyjaciół - kościotrupki MacKluski i Wy'Doodley. Od tego momentu akcja będzie podążała, w znanym kierunku kryminalno-przygodowym i żartobliwym. Czyli w kierunku odnalezienia Skalpa i załatwienia Mr. Skina, ale i akcja podąża w nieznanym kierunku, w sensie kierunku bez zasad logicznych, ograniczonych tylko wyobraźnią scenarzysty.
Tym jakże wiekopomnym momencie pojawiają się wspominane plusy i minusy tegoż komiksu. Początkowo czytelnik, mniej więcej do połowy komiksu, przyzwyczaja się do pewnej abstrakcyjnej koncepcji, będącej w pewnej umownej ramie narracyjnej. Uwierzcie mi, jest ona spójna w obrazie świata przedstawionego, ale później nagle akcja zamiast trzymać się tej konwencji, co rusz ewoluuje w kierunku eksperymentów fabularnych i pojawiających się dziwnych sytuacji i postaci. Ta zmiana nie jest na plus, ale może świadczyć o braku konsekwencji.
Naprawdę, przynajmniej w tym momencie, w tej części pierwszej nie wnoszą, te zmiany i osoby nic głębszego do historii. Ma się naprawdę wrażenie, iż w tym momencie scenariusz był robiony na zasadzie, co w głowie w danym momencie, to pojawi się w komiksie. Zobaczyłem film o Wall-e lub polityczne pioruny, to trzeba dodać go do akcji? Naprawdę rozumiem wszystko, te nawiązania fabularne i popkulturowe i to mruganie okiem do czytelników. Rozumiem to mruganie okiem oraz takie Monty Pythonowe podejście, ale usłyszałem i mogę się z tym zgodzić, iż tego jest za dużo. W tym barszczu jest za dużo grzybów. Miał być barszcz, a nie grzybowa. Autorzy komiksu, niech to przemyślą, albo i nie. Albowiem, to nie jest krytyka dla krytyki. lecz w taki sposób można zagubić się we własnej początkowo bardzo ciekawej historii, a nawet zniesmaczyć udane żarty sytuacyjne.
Analizując oprawę graficzną. Paweł Kędzierski to bardzo zdolny ilustrator. Przekonał mnie o tym debiutanckim komiksem pt. „Chopin na weselu w Żychlinie, czyli Fryderyka przygody na mniej poważną nutę”. Tymczasem w pierwszej części "Szkieletów" ma się wrażenie, iż nie jest to pełnowartościowy komiks, ale szkicownik vel graficzny koncept, Rozumiem, że to taka - hmmmm, takowa konwencja. Rozumiem, że podobne do siebie (czasem mocniej i czasem mniej) truposze (z imienia i nazwiska) są przedstawione na oddzielnej stronie, ale naprawdę brakuje tu, w grafice dopracowania. Ba, nawet trochę anatomicznego rysowania. Albowiem, nawet w stylu kreskówkowym przyda się odrobina anatomii i nie zaszkodzi ona rysunkom. Dodam, iż ten stan rzeczy zauważyły również inne osoby. Mi, ta forma szkicowa zarysu postaci i prezentacji świata przedstawionego, tak na szybko rysowanego, nie podoba się. Uważam, iż "Szkielety" narysowane i pokolorowane w takim samym stylu, jak debiutancki komiks Pawła Kędzierskiego, byłyby genialne! Uważam, że zamiast czerni i bieli, to ostatecznie w "Szkieletach" kolor uratowałby sytuację. Ba, kolor świetnie by nałożył, na przykład Piotr Nowacki. Teraz - przykro mi to pisać, jest to raczej amatorski zin, a przecież te wszystkie postacie i drugie plany można było bardziej dopieścić. Czy na pewno, obu autorom o to chodziło, aby był to zin? Przecież, ten komiks, przy dopracowanej grafice, miałby ogromny potencjał - pozytywnie przeogromny.
Hmm! Nie wiem. Czy scenarzysta i rysownik, pracowali nad czymś jeszcze, nie mieli czasu i goniły ich terminy? Jednakże widać ten pospiech, szczególnie przy końcowych planszach, ten szybki stan produkcji. Miałem także wrażenie przestawienia scen w komiksie.
Podsumowując "Szkielety - Łowcy skór cz.1" to komiks podany nam czytelnikom w pewnej specyficznej konwencji. Bywa czasem śmieszny, czasem mało śmieszny (jeśli masz zły vel ciężki dzień). Bardzo podoba mi się w tej abstrakcyjnej konwencji sam podstawowy pomysł (intryga łowców skór) oraz podoba mi się ogólna koncepcja świata przedstawionego (takiego swoistego czyśćca), ale także w dymkach komiksowych interesujące dobranie koloru kursywy, do pokazania dialogu. Ba! Mam wrażenie, że gdyby autorzy dopracowali: scenariusz, bez takich wspomnianych "królików z kapelusza", albo dopracowali grafikę, bez tej szkicowości i czasem obrazoburczości w obrazie. Dla mnie obrazoburcze są postacie komiksowe Prometeusa X oraz Tetenkopfa. Tak! Nie inaczej, ten tytuł zyskał by dużo więcej. Teraz według moich znajomych, można go nazwać „ciekawym zinem, który stracił coś z ciekawego świata przedstawionego, przez pośpiech". Rada dla autorów? Gdybym mógł być wujkiem dobra rada z Misia, albo rzucić koło ratunkowe autorom komiksu, ale nie takie jak w filmie Rejs. To bym podpowiedział. Tytuł ten da się uratować na przykład nałożonym kolorem, albo inaczej. Jak? Dajmy na to. Autorzy tegoż komiksu, powinni poprosić Piotra Wojciechowskiego, o możliwość udostepnienia (wykorzystania) na moment do drugiej części "Szkieletów", postaci grabarza Józefa. Po co? Narracja vel fabuła vel scenopis "Szkieletów" byłby snem grabarza Józefa. Może wtedy ostatecznie, ta konwencja by się obroniła. Teraz, nie wiadomo w którym kierunku szkielety zmierzają. Ba! Warto wzorować się na najlepszych. Jednakże nadmienię - na sam koniec. Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku! Pod warunkiem, że nie będziesz analizować sensu (pewnych wątków) tej historii, skupisz się na świecie bez oceniania (go logicznie) oraz na żartach i przede wszystkim będziesz w pozytywnym humorze (w danym momencie), to ten obraz - swoistego czyśćca - da Tobie, Tobie, a Tobie to już szczególnie dużą frajdę! (...) Pan tu, panie Pogorzelski, "Szkielety" czytasz - a ja gorę! :)
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
06.04.2022, 13:00 |