SUMMER GRAUNDHOG TIME
Lubię mangi takie, jak ta. Uwielbiam je wręcz. Połączenie szalonej akcji, horroru, mroku, krwi i uroku może nie zawsze się sprawdza, chociaż rzadko kiedy nie, ale w tym wypadku sprawdziło się i to bardzo dobrze. Kto lubi takie podejście, coś rodem z „Gdy zapłaczą cykady”, sięgając po „Summer Time Rendering” będzie zadowolony.
Śmierć i podróż w czasie? Czemu nie. Taką drogę przechodzi Shinpei, kiedy po powrocie na rodzinną wyspę, wraz z siostrą traci życie. Ale śmierć przynosi nie koniec, a podróż w czasie. Chłopak budzi się na promie, jeszcze przed dotarciem na wsypę. Dziwnych wydarzeń jest więcej, sytuacja staje się coraz bardziej chora, a wszystko zmierza… Właśnie, do czego?
Atmosfera drugiego tomiku „Summer Time Rendering” się zagęszcza i to należy zaliczyć mu in plus. Ta bardziej sielska, lekka, znana z jedynki, teraz musiała odsunąć się na dalszy plan, została akcja i dużo klimatu, ale o to właśnie chodziło. Na to liczyłem i nie zawiodłem się. Liczyłem na dozę szaleństwa, może nie aż taka, jak np. w „Chainsawmanie” i też ja dostałem, a tomik to zabawa, która jest po prostu świetna, mroczna i urocza. Może oparta na znanych motywach, a jednak wciąż bardzo atrakcyjna.
Oczywiście, by to polubić, trzeba lubić horrory i mroczne thrillery. Sympatia do fantastyki też zresztą nie zaszkodzi. Ale w końcu chyba nikt nie spodziewał się niczego innego? Może jeszcze po okładce pierwszego tomu, zwodniczo sielskiej, ale po niczym więcej. Za to niektórych rzeczy nie spodziewał chyba nikt, bo „Summer Time Rendering” fabularnie czerpie z różnych źródeł, choćby takich jak „Dzień świstaka”, który swoją horrorową wersję też już zresztą miał choćby w całkiem sympatycznej produkcji „Śmierć nadejdzie dziś”.
Siłą tej serii jest zatem zarówno jej akcja, jak i klimat. „Summer Time” stawia na dobre tempo, szybkość następujących po sobie wydarzeń, jak i dużą ilość krwawych, mrocznych czy po prostu nastrojowych scen. To nie jest seria, która oszczędza bohaterów czy czytelnika. Może jej atmosfera nie jest duszna i nie przytłacza nas grozą, a jednak robi swoje, nie zawodzi i miłośnikom takich atrakcji pozwala wyjść z lektury usatysfakcjonowanym.
Ja jestem, bo ta seria jest i dobrze napisana, i dobrze zilustrowana. Może nie jest idealna, może coś podobnego mieliśmy już choćby w „Gdy zapłaczą cykady”, a jednak konwencja nie jest na tyle wyeksploatowana, by dało się to wyraźnie odczuć. A zabawa, jaką oferuje, jest udana i mnie to kupuje.
|
autor recenzji:
wkp
04.05.2022, 06:18 |