KROWY, LINCOLN I BLUEBERRY
Oj, nie oszczędzają autorzy serii „Młodość Blueberry’ego” swojego bohatera. Serwują mu jak nie ucieczkę karawanem, to fuchę w postaci poganiacza bydła. Ale kto mówił, że Blueberry – w tym przypadku młody – ma mieć łatwo?
Nikt. I nie ma. Dbają o to François Corteggiani (scenariusz) i Michel Blanc-Dumont (rysunki), którzy kontynuują przygody zapoczątkowane przez Jeana-Michela Charliera i Jeana Girauda znanego jako Moebius. To oni wymyślili Blueberry’ego, a później też jego młodzieńczą odsłonę. Corteggiani i Blanc-Dumont weszli na tyle sprawnie w ich buty, że „Młodość Blueberry’ego” czyta się dobrze i ogląda z przyjemnością. Choć oczywiście wiadomo, że Charlier był tylko jeden! Podobnie jak Moebius !
W trzecim, zbiorczym tomie serii dostajemy cztery rozdziały cyklu. To „Plan Pinkertona”, „Szlak przeklętych”, „Ostatni pociąg do Waszyngtonu” oraz „Zabić Lincolna”. W oryginale wydane zostały w latach 1998-2003 jako 10, 11, 12 i 13 album serii. Serii, która rozwija się linearnie. Kolejne albumy są więc następstwem poprzednich. Nie da się wejść w cykl z marszu, ale trzeba śledzić go od początku. Nie mówię, że klasycznej serii „Blueberry” - tę można odłożyć na później, choć to ona stanowi opus magnum Charliera i Girauda - ale przynajmniej od początku „Młodości Blueberry’ego”.
Corteggiani dalej obraca się na pograniczu między północą a południem walczącymi w Wojnie Secesyjnej. Dalej rzuca naszym bohaterem to na jedną, to na drugą stronę. Na początek z przedstawicielami Partii Pokoju wiedzie go na stronę szarych mundurów z południa, do Atlanty. Później – wraz z piękną Eleonore Mitchell, której nie udało się zgładzić generała Hooda – do części Stanów będących pod kontrolą niebieskich kurtek, gdzie z kolei szykowany jest zamach na samego prezydenta Abrahama Lincolna. Po drodze zaś wrzuca Blueberry’ego w niezwykłe sytuacje. Musi np. zwiewać karawanem albo przepędzać bydło… Musi też stawiać czoła kolejny zakapiorom, którzy czasem przyjmują postać wspomnianej już pięknej Eleonore.
W fabule pojawiają się także postacie autentyczne. Widzimy więc Allana Pinkertona, założyciela agencji wywiadowczej, która śledziła co w Stanach piszczy. Mamy też Abrahama Lincolna, którego próbie zabójstwa zapobiega właśnie Agencja Pinkertona, ale nie bez wydatnej pomocy naszego Blueberry’ego. Mamy wreszcie generałów – konfederatów z południa Johna Bella Hooda (który pod Chickamaugą stracił nogę) i unii z północy Williama Tecumseha Shermana.
„Młodość Blueberry’ego” czyta się jak czytadło. I ogląda z przyjemnością (choć osobiście wolę sfazowanego i psychodelicznego „Blueberry’ego” Jeana Girauda). Czego więc chcieć więcej od komiksu, który spełnia założenia ustalone przy jego powstawaniu?
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
07.07.2022, 17:51 |