KAJTEK I KOKO W LONDYNIE
Po siedmiotomowej edycji „Kajtka i Koka w kosmosie” dostajemy kolejny, kolorowy album z tymi bohaterami Janusza Christy. Tym razem jedziemy do Londynu.
„>Kakaryka< w swoich wędrówkach po świecie zawinęła do Londynu. Marynarze wyszli do miasta. Resztę sprawił przypadek”. I to jaki. Nie byłoby tej historii, gdyby nie podłe psisko, które dziabnęło Koka pozbawiając go części dolnego odzienia. Nie byłoby, gdyby nie przypadkowo usłyszana rozmowa dwóch typów o brylantowym naszyjniku zwanym Wielkim Wozem. Nie byłoby, gdyby nie przypadkowo znaleziona w gazecie przez Koka notka o kradzieży naszyjnika. A później przypadkowy samochód, do którego marynarze zostają zaproszeni przez niejakiego profesora Browna. Przypadkowa Emma - córka Browna - w której zakochuje się na zabój Koko. I ze strony na stronę liczba tych przypadków rośnie. Na horyzoncie zjawiają się gangsterzy Ekspress i Romeo. W akcję "wchodzi" lord Chewrolet, do którego żony należał naszyjnik. I nie wiadomo jak by to się skończyło, gdyby nie spokojna głowa Kajtka, który – zamiast bujać w obłokach jak jego kompan z „Kakaryki” - jednak twardo stąpa po ziemi i potrafi połączyć ze sobą fakty. Fakty, które są nieco inne niż przedstawiają to coraz to nowi bohaterowie. Słowem - ukradł nie ten, na którego pada podejrzenie... Proste.
Materiał prezentowany w „Londyńskim kryminale” ukazywał się w formie pasków w „Wieczorze Wybrzeża” między listopadem 1967 a kwietniem 1968. I był to przedostatni komiks z cyklu o „Kajtku i Koku”. Później autor wysłał już tylko swych bohaterów w czteroletnią kosmiczną wyprawę a następnie zaczął opowiadać historie ich przodków – znanych świetnie wojów Kajka i Kokosza. Christa miał więc już swój styl. Miał swoje maniery, patenty wypracowane przez lata tworzenia pasków. To, czego jest mało w tej historii, to… Londyn. Mamy wprawdzie kilka ujęć, mamy samochody z kierownicą po prawej stronie i odrobinę angielskiej flegmy. Chciałoby się jednak więcej klimatu miasta. Rozumiem jednak ograniczenia, z jakimi Christa musiał mierzyć się zamykając poszczególne gazetowe paski w czterech (przeważnie) kadrach.
„Londyński kryminał” to rzecz, która ukazała się już w kolorze na początku lat 90. XX wieku. W wydaniu firmy Zespół rozbita została na dwa albumy. Później doczekała się wznowienia w czerni i bieli w egmontowej serii „Klasyka Polskiego Komiksu”. A teraz mamy do czynienia z grubym, liczącym 72 strony albumem formatu A-4 wydanym analogicznie do kosmicznych przygód Kajtka i Koka. I – co ważne – to zapowiedź kontynuacji w kolorowej wersji serii. W przyszłym roku mamy dostać rozbitą na dwa albumy historię „Kajtek i Koko w krainie baśni”. Wychowanych na Chriście niezmiernie to cieszy.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
26.09.2022, 21:26 |