PRZYSZŁOŚĆ SUPERMANA
Drugi z trzech tomów „Stanu przyszłości” ukazuje nam, co w czasach, jakie mogą nadejść – mogą, ale nie muszą, to w końcu uniwersum resetowane co i rusz – czeka na superrodzinę. Dzieje się więc przede wszystkim sporo i futurystycznie. I chociaż zarazem dzieje w sposób, jaki dobrze znamy. Rewolucji to to nie robi, ale czyta się przyjemnie. Lepiej nawet niż tom poświęcony Batmanowi, chociaż tam za stery chwycili lepsi scenarzyści.
Przyszłość Supermana. Superrodziny. Jak będzie wyglądała?
Superman walczy w Świecie Śmierci, a jego syn stara się przejąć jego rolę i spuściznę. Lois zaś toczy swoją własną walkę – z Luthorem. A to tylko część członków rodu El, który wraz z upływem czasu rozrasta się, zmienia, ale jedno pozostaje takie samo – ich cel, misja i walka o wartości, jakie wyznają.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, kiedy sięgnąłem po ten tom było to, że tom o Batmanie był bardziej kompleksowy. Zabrakło w nim co prawda zeszytów z Nightwingiem, ale jednak zbierał zdecydowaną większość tego, co „Stanie przyszłości” dotyczyło świata Nietoperza. W przypadku Supermana jest inaczej. W tym albumie dostajemy trzy miniserie i jeden one-shot, pominięte zostają zaś takie historie „Future State: Kara Zor-El, Superwoman” czy „Future State: Superman/Wonder Woman”. I ja wiem, że to wydarzenie jest rozległe i rozpisane na dobre pięćdziesiąt zeszytów, ale akurat na historię o Karze liczyłem.
Mamy jednak co mamy i przyznam, że jest to dobre. Batman był niezły, mroczny, nieco synthwave’owy w swym klimacie, ale Superman jest ciekawszy. A może po prostu bardziej do mnie przemawia? Tak czy inaczej bawiłem się naprawdę dobrze i chociaż waham się, czy sięgnę po kolejny tom, poświęcony tym razem Lidze sprawiedliwości, wiem, że po ten sięgnąć było warto. Bo dobra akcja, ciekawe pomysły, ciekawa kreacja świata i bohaterów także. Jest tu na co popatrzeć, bywa ciężej, bywa lżej, bywa mroczniej, bywa bardziej optymistycznie. Jest różnorodnie, a jednak spójnie, jest rozrywkowo, bez większych ambicji, ale bez obrażania inteligencji czytających.
I jest bardzo przyjemnie graficznie. Mikel Janín, dla mnie gwiazda albumu, choć zrobił niewiele zeszytów. Jego realistyczne, nastrojowe prace, tak bliskie klimatowi okładki, są najlepszym, co tu na nas czeka. Reszta też jest niezła, wszystkie budują różnorodny, ale przyjemny klimat całości, a ta całość zapewnia całkiem udaną rozrywkę. Głównie fanom, bo to rzecz skierowana do nich – i nie ważne, czy znają już różne losy i potencjalne przyszłości Supermana, czy nie – ale tak miało właśnie być i w zasadzie tylko to się liczy.
|
autor recenzji:
wkp
28.10.2022, 06:35 |