TRENING FILARÓW
Kolejny sympatyczny tomik sympatycznej shounenowej serii trafił na rynek. Bo tym dokładnie jest „Kimetsu no Yaiba: Miecz zabójcy demonów”. I każda kolejna jego odsłona także. A tym razem jeszcze udało się autorce zagrać na moich sentymentach, więc tym bardziej cieszyłem się, czytając kolejne rozdziały.
Na Tanjirou czeka nowy etap treningów! Teraz jednak jego szkolenie będzie zupełnie inne. Wytwarzanie naporu pod wodospadem? Ciężkie kłody drewna do noszenia? Głazy do pchania? Co dzięki temu osiągnie?
Naczytałem się w życiu shounenów, oj naczytałem. Chyba żadnego innego typu mangi nie pochłonąłem przez te lata tyle, co tych kojarzonych głównie z bitewniakami historii dla nastolatków. Bo i najwięcej ich się wydaje, i całkiem dobrze trafiają w mój gust. Na drugim miejscu pewnie byłyby opozycyjne do nich szojki, wszystkie te romantyczne historie, którymi zaczytywać się najlepiej mając na karku naście lat i należąco do płci pięknej. Ale wróćmy do shounenów, bo czytało się ich dużo, bo na nich właściwie wychowywało – przynajmniej u schyłku resztek dzieciństwa – i do nich mam wielki sentyment. A przynajmniej do niektórych. I, jak wspominałem, na sentymencie tym, zagrała mi właśnie autorka „Kimetsu”.
A czym konkretnie? To już chyba wynika z samego opisu zawartości tomiku. Mowa oczywiście o całym tym treningu, z pchaniem wielkiego głazu na czele. Nie przypomina Wam to czegoś? Okej, może nie przypominać, jeśli nie czytaliście ani nie oglądaliście nieśmiertelnego „Dragon Balla”, ale całej reszcie? No właśnie i mi przypomniało. Przypomniało jak Gokū i Kuririn pod okiem Boskiego Miszcza (trzymam się mangowego nazewnictwa, choć bardziej rozpowszechnione jest to z anime, bo to jest wierniejsze oryginałowi) biegali, orali pola, roznosili mleko i pchali głazy. A że uwielbiam tamte historie, ten humor i dramatyzm, nie mogłem temu nie ulec. No i uległem.
Ale i bez tego to dobry tom. Shounenowo wzorcowy, bo mamy treningi, przygotowania i walkę wreszcie. A walka jest widowiskowa, pełna popisów ekwilibrystycznych i zdolności. Jest więc na co popatrzeć, komu kibicować, czym się emocjonować – umiarkowanie w moim przypadku, bo wiek już nie ten i za dobrze znam schemat, ale nadal nie jestem całkowicie wobec niego obojętny – i z czego się pośmiać także, bo czym byłby dobry bitewniak bez choćby grama humoru? A mamy tu jeszcze i ładne rysunki, proste, ale jednak skutecznie do nas przemawiające i ładne wydanie także.
Kto shouneny lubi, serię niech pozna, bo jest tego warta. Nie jest odkrywcza ani oryginalna, ale nadal ciekawa i warta poznania. Aż żal, że już niedługo dobiegnie końca.
|
autor recenzji:
wkp
29.09.2022, 06:15 |