GARFIELD TRZYNASTY
Pół roku czekania i jest. Najnowszy, trzynastu już, tom „Garfielda” – z tej serii „Tłustych kocich trójpaków”, z których każdy zbiera po trzy oryginalne albumy. Świetna to seria, rewelacyjna, no jedna z najlepszych tak w ogóle i ciężko czekać na kolejne odsłony, ciężko znieść, że to tylko trzy razy do roku, ale przynajmniej są. I za każdym razem na równi satysfakcjonują, co pozostawiają nas z uczuciem niedosytu, bo chce się więcej, zawsze więcej, a czekać trzeba i już.
Jest leniwy, jest gruby, wiecznie by jadł i spał – oto Garfield. Miłośnik lazani, wróg rodzynków w cieście i pająków i bestia, która nie przepuści żadnemu listonoszowi. Psa o imieniu Odie też zresztą czeka nieciekawy los. Urodzony we włoskiej restauracji, oddany do sklepu zoologicznego, został przygarnięty przez rysownika Johna Arbuckle’a, towarzyszy mu w jego dolach i (przeważających) niedolach, jedząc, tyjąc i unikając ruchu. Co zrobi tym razem?
No wiele zrobi. I robi. Chociaż w zasadzie robić nie powinien, bo leń to niemiłosierny, obowiązki ma za nic – on je w ogóle zna? – tak, jak za nic ma ludzi. Ale w całej tej ignorancji mnóstwo jest prawdy, wytykania błędów, słabości i komentowania rzeczywistości. Komentowania świata. Naszej natury. Kociej natury. A wszystko to obleczone w szaty czegoś, co spodoba się każdemu – i każdemu na innym poziomie. Nieważne wiek jaki, jaki gust, każdy znajdzie tu coś, co go kupi.
Bo w skrócie komiksy o „Garfieldzie" to po prostu rewelacyjna lektura dla wszystkich. Coś, co ma w sobie i lekkość, i ambicję, i prawdziwą siłę także. Każda historyjka bawi i autentycznie śmieszy, poprawia humor, ale przede wszystkim jest jakże trafna i prawdziwa – i aktualna. Przy okazji mamy tu też świetny klimat i niezapomnianych bohaterów, niezapomnianie przy tym nakreślonych, charakterystycznych i wyrazistych. Całość wieńczy wyśmienita szata graficzna, klasycznie cartoonowa w najlepszym tego określenia znaczeniu, typowa dla tego typu dzieł, ale jakże udana. Kreska jest czysta, już same rysunki potrafią śmieszyć, a całość z miejsca wpada w oko.
I z miejsca też się pochłania. To coś, co mimo ilości stron dosłownie połyka się na raz. I zawsze chce więcej. Bo śmiało się w trackie lektury, kiwało głową na potwierdzenie prawd tu zawartych, bawiło się, ale i znajdowało w tym coś ponad to. Jakąś ponadczasowość, głębię, ambicję. No to teraz zostaje znów czekać na kolejną porcję tego wszystkiego. Oby jak najkrócej. A póki co, cóż, chyba wezmę i przeczytam sobie dotychczasowe tomy od nowa. To nigdy się nie nudzi.
|
autor recenzji:
wkp
09.12.2022, 06:26 |