W ZAMKU NIESKOŃCZONOŚCI
Gdy manga „Kimetsu no Yaiba” pojawiła się na polskim rynku, chyba nikt nie miał nadziei, że film na jej podstawie, choć hitem, do kin naszych zawita. A tu proszę, coś się porobiło w ostatnim czasie i nad Wisłą zaczęto po latach posuchy oferować w kinach japońskie animacje. Szkoda, że dopiero teraz, bo pewnie nie doczekam się na wielkim ekranie całego „Rebuild of Evangelion”, „Broly’ego” czy starszych produkcji Shinkaia – bo szczególnie one stworzone są do podziwiania w takim formacie, ale dzieje się. I już w grudniu będzie „Kimetsu”, ale na razie mamy kolejny tomik mangi. I dobrze jest, i fajnie, bo dzieje się dużo, szybko i wciągająco.
Polowanie na Muzana trwa. Bohaterowie wkraczają do Zamku Nieskończoności, walka trwa, a problemów przybywa. Czy zemsta się dokona? I jaki koszt będzie trzeba ponieść tym razem?
Coraz bliżej Święt… znaczy coraz bliżej końca jest to „Kimetsu no Yaiba”, ale czekaj, czekaj, z tymi Świętami to nie taki strzał w kolano, bo ten tomik oferuje nam fajne zimowe klimaty, które w to się wpasowują dobrze. No i to właściwie tyle nowego, co o ty, tomiku mogę powiedzieć. Reszta jest bez zmian, a zresztą „Miecz zabójcy demonów”, podobnie jak takie tytuły, jak „Dragon Ball”, „Naruto” czy „My Hero Academia”, należy do tych opowieści, o których powiedziano już niemal wszystko. Duży hit, o którym wspominałem, bijący swego czasu wszelkie rekordy popularności. Więc co tu mówić? Tym bardziej, że mówię już o tym od siedemnastu tomów (a film i light novelę też recenzowałem). Raczej powtarzać, bo nie zmienia się nic. Więc powtarzam: warto. Jeśli lubicie shouneny.
Ale to zarówno shounen, jak i opowieść z pogranicza fantasy i horroru. Bohaterowie dużo tu walczą, dążąc do osiągnięcia konkretnego celu, a świat ich otaczający pełen jest niezwykłości i niebezpieczeństw. Akcja, jak zawsze w takich przypadkach, jest tu szybka, klimat udany, bo czasem naprawdę ociera się o grozę – lekką i delikatną, taką, która nie straszy, ale jednak – a całość osadzona została w fantastycznych realiach, całkiem przyjemnie skrojonych zresztą. A nastrojowe rzeczy to ja lubię i to bardzo.
Graficznie? Co tu dużo mówić: ilustracje nie są skomplikowane, ba, są dość proste, oszczędne niemalże, bardziej skupione na ogóle, niż detalach, ale jednocześnie odpowiednio wyraziste, nastrojowe i mające swój charakter. Kiedy trzeba, rysunki są dynamiczne i mroczne, nie brak w nich krwi, choć przecież całość jest łagodna i dość spokojna, jak na tego typu dzieło, a co najbardziej istotne, po prostu wpada w oko i zapada w pamięć. No i nie powiem też, że w tej oszczędności całkiem unikają detali, bo kiedy trzeba i tym potrafią zaatakować. I dobrze mi się to czyta, dobrze się tu odnajduję i chętnie wracam. I chętnie wrócę jeszcze nie raz.
|
autor recenzji:
wkp
05.12.2022, 06:24 |