BITWA OSTATNIA
Call you up in the middle of the night
Like a firefly without a light
You were there like a blowtorch burning
I was a key that could use a little turning
So tired that I couldn't even sleep
So many secrets I couldn't keep
I promised myself I wouldn't weep
One more promise I couldn't keep
- Soul Asylum
O jeszcze jeden mangowy finał właśnie się wydarzył. Szkoda znów, bo „Plunderer” urok swój miał i chociaż największy we wczesnych tomach serii, kiedy najwięcej było tajemnic i niepewności, ale do końca dobrze się to czytało. I fajnie na to wszystko patrzyło. Z emocjami i z zaintrygowaniem, co tam, jak tam i do czego doprowadzi. No i teraz wiem już wszystko i nie żałuję.
Wojna dobiegła końca, ale to jeszcze nie koniec. Nie dla Rihito, który spotyka się ze swoim nauczycielem i… No i zbliża się walka ostatnia. Kto polegnie? Kto zwycięży?
I cóż znów finał i znów nic nowego napisać się nie da, bo wszystko jest jak było, konsekwentnie doprowadzone do końca. I koniec jest taki, jak ostatnie tomy. Nie jak pierwsze, ale też i nie do końca tak, jak na samym początku. Bo „Plunderer” to seria, która na początku nie kupiła mnie tak bardzo, jak teraz mogłoby się to wydawać. Bo i zaczęła się niepozornie. Ot shounen, majteczkowy bitewniak, gdzie ładne dziewczyny obdarzone przez naturę kopią się z wrogami, ukazując nam to, co skrywają pod spódniczkami. Był fajny klimat, było trochę krwi i intrygujący świat, ale nie zapowiadało się na to, by wyszło z tego coś fascynującego. A wyszło i to jak, bo przybyło zagadek, zakończeń, doszedł większy mrok, więcej krwi, brutalności… Emocji też. Romantyzmu. Erotyzmu. I kupowało mnie to, a najbardziej zagadki, ale choć te zniknęły z czasem, dynamizm serii przemawiał do mnie nadal.
A z tą akcją to przez całą serię było właściwie tak, że jeśli zwalniała tempo, to jedynie na krótkie, mało znaczące chwile. I tak sobie królowała na stronach, ale humor nie zniknął. Relacje między postaciami rozwijały się, ewoluowały, wątki tak samo. Można wiec było popatrzeć na okładanie się po mordach i epickie ataki, zasmucić zgonami i załamaniem postaci, ale i pocieszyć, podnieść na duchu, pokibicować – w waleniu się z wrogami i w miłości. I do końca wszystko to zostało.
I graficznie też zostało tak dobrze, jak było od początku. Ilustracje to praca dynamiczna, pełna widowiskowych scen, pokazów siły i niezwykłych mocy, a przy okazji także szansa na spotkanie pięknych kobiet. Jest tu też dużo elementów fantasy, dużo widowiskowości, świetnego oddania detali i po prostu bardzo udanych, z miejsca wpadających w oko ilustracji, których jakość podkreślają często używane splashpage’e, niejednokrotnie
Fajna rzecz. i fajny koniec. Trochę szkoda, trochę dobrze, że już, bo ciągnąć dalej nie byłoby sensu. I dobrze, że rzecz pojawiła się u nas, bo miło było się w to wgryźć.
They say misery loves company
We could start a company
And make misery, Frustrated Incorporated
I know just what you need
I might just have the thing
I know what you'd pay to see
Put me out of my misery
I'd do it for you, Would you do it for me?
We will always be busy, making misery
- Soul Asylum
|
autor recenzji:
wkp
01.12.2022, 06:24 |