Do sięgnięcia po "Lore Olympus" autorstwa Nowozelandki Rachel Smythe zachęciły mnie polecanki moich znajomych oraz fakt, iż komiks ten otrzymał nagrodę Eisnera. Po lekturze - podkreślam najpierw wersji papierowej, wydanej przez wydawnictwo You&YA, zbierającej 25 odcinków "Lore Olympus", mogę stwierdzić, iż owe polecanki były słuszne. Ale? Ale, także znalazłem kilka mankamentów. Jakich? Zapraszam do lektury.
Seria fantastyczno-obyczajowa "Lore Olympus" zadebiutowała w 2018 roku na platformie WEBTOON i od razu przebojem zdobyła serca szczególnie młodych komiksiarek i komiksiarzy.
Rachel Smythe mieszkająca w nowozelandzkim Wellington z miejsca stała się komiksową gwiazdą. Tworząc swój sztandarowy serial miała w głowie wizje, o czym będzie jej historia. Pięknie i mądrze zaplanowała sobie, iż jej komiksowy serial będzie miał trzy sezony (sezony wydane także w druku w trzech ogromnych tomiszczach, a na obecny moment wydano dwa tomy) i będzie to historia o rozterkach greckich bogów żyjących w czasach obecnych.
Tu taka uwaga na marginesie. O greckich bogach żyjących w obecnym świecie pisał książki i tworzył komiksy na przykład mistrz Neil Gaiman. Jednakże i tymczasem Rachel Smythe zrobiła to inaczej, po swojemu, ale i z pewna świadomą (dla seriali), albo nieświadomą inspiracją!
Dostajemy tu! Stricte historie obyczajowe, które ujęte zostały bardzo współcześnie, w formie prezentacji ujęte zostały niczym - uwaga cytuje moją bliską przyjaciółkę: "niczym turecka telenowela". Nie znam się na tureckich telenowelach. Jednakże! Zdaje mi się, iż oglądałem jedynie: "Wspaniałe Stulecie", ale mając owo porównanie, to muszę się w tej kwestii zgodzić, z tym mocnym stwierdzeniem o telenoweli.
Albowiem, jest w tym serialu "Lore Olympus" jakaś taka zależność i uzależnienie. Czytaj, znajdziesz tu typowo ala-tureckie wątki pełne namiętności, miłości, zdrad, intryg, a do tego wielowątkowe historie, które w spójnej i dozowanej mądrze formie potrafią ciągnąć się nawet przez kilkadziesiąt odcinków.
Do tego w każdym wariancie narracji w "Lore Olympus" główne skrzypce grają kolorowi i szaleni, zabawni, czasem wredni, bywa iż przebiegi i czasem mocna chorzy umysłowo albo depresyjni, a niekiedy kipiący energią i seksapilem - wyłącznie charyzmatyczni bogowie greccy oraz ich ludzkie dzieci.
Wokół nich i ich problemów osnuta jest cała historia. Do tego energia płynąca z tej opowieści jest niejednoznacznie pozytywna i mocno moralizatorska. Aczkolwiek, początkowym motywem przewodnim jest tu historia zniszczonej i (dwuznacznie to zabrzmi) umierającej w rutynie codzienności miłości małżeńskiej Hadesa. Tymczasem inni bogowie: z Zeusem i Herą, Herkulesem na czele żyją, piją, imprezują, plączą w koncie swojego pokoju, a za moment bawią się i co rusz kłócą, a z rzadka się godzą! Wszystko to jest takie ludzkie! Właśnie takie ludzkie i współczesne w relacjach miedzy poszczególnymi bogami, a owe relacje stanowią sens obrazowania tej historii.
Ba! Takie prowadzenie historii ma swoje plusy i zalety. Albowiem, warto w tym miejscu wspomnieć o pewnym fakcie. Mianowicie, jeśli dobrze znasz/znamy mitologię grecką, to pewne zachowania wspominanych pierwszoplanowych postaci i zakończenia ich wątków, jest dla czytającego bardzo przewidywalne.
Nie zmienia to faktu, iż Rachel Smythe miała taki zamiar! Zamiar, aby edukować także historycznie swoich czytelników. Ba, musiała sama bardzo dobrze przygotować się, aby wpleść w opowieść wspominane eposy greckie.
Kontynuując! Fabuła "Lore Olympus" rozwija się stopniowo, początkowo odrobine nudno, dziwnie i nieskładnie, ale z czasem - ściśle od rozdziału drugiego - owa narracja nabiera rumieńców.
Wydaje się, iż w tym momencie autorka poczuła luz w tworzeniu. Albowiem. otrzymała odzew od jej czytelników! A ten odzew na jej komiks był ciepły i bardzo przychylny, zaś to zmotywowało ją do dalszej i ciężkiej pracy.
W tym momencie Rachel Smythe zaczyna z większą radością tworzyć. To wszystko widać w fabule Na przykład dodaje świetne gagi sytuacyjne i słowne i ma już określoną wizję na charaktery (psychologię) poszczególnych postaci. Jest ten luz, a ten luz pozostaje na stałe do końca tegoż komiksu.
To zarazem wada i zaleta, ale w tym momencie, jeśli wytrwasz do trzeciego rozdziału, to gwarantu iż się wciągniesz w ową historię, nie odpuścisz i zagłębisz się w lekturze. W tym momencie będziesz niczym ten widz oglądający telenowele. Utkniesz i się wciągniesz w niuanse serialu! I to jest straszne! "Kurcze pieczone to jest straszne", albowiem prosta kreskówkowa grafika i czytelna, choć czasem zakręcona fabuła, jest bardzo wciągająca. Ba! Ostatni raz, tak mocno wkręciłem się w komiks czytając graficzną telenowelę, czytając i oglądając również obyczajowy komiks, a jakim jest "Strangers in Paradise". Widzę nawet tu i tu spore podobieństwa, na przykład w poprowadzeniu kilku podobnych wątków psychologicznych vel traum, w tych jakże innych obu, a wspominanych tu narracjach. Nie inaczej... Ma to swój urok i mrok! Przeczytasz oba wspomniane komiksowe seriale i zrozumiesz kontekst!
Kontynuując ocenę! W szczegółach, co się tyczy grafiki, to wydaje się, iż w wersji elektronicznej wypada ona odrobinę lepiej, niż w druku.Warto także w tym miejscu wspomnieć, iż kolory, obrazy, kadry w komiksie drukowanym, na tle kolorów, obrazów, kadrów w komiksie z monitora są - hmm - prawie takie same. Prawie?
Albowiem, na "kompie" możemy przybliżyć sobie pewne szczególiki z tła, natomiast nie możemy tego zrobić w drukowanym komiksie.
Czytaj! Nie zmienia to faktu, iż w całości odbioru grafiki, to tu i tu oprawa jest dopieszczona, ładna i bardzo estetyczna. Grafika jest przepiękna, czytaj jest czytelna! Kreska Rachel Smythe jest charakterystyczna i wyrazista, a do tego kolorystycznie artystka ta, ma smak estetyczny i zna się na rzeczy. Rozmyte i pastelowe kolory, robią mocne i bardzo pozytywne wrażenie.
Rachel Smythe ma ten sznyt i dar w tworzeniu bajkowej wizji świata. Jej prace graficzne mają coś takiego w sobie unikatowego, jakby były wyjęte z klatek filmowych, ze starych filmów animowanych Walta Disneya. Jednocześnie i zarazem, w taki oto cukierkowy świat Smythe wprowadza całkiem współczesne obrazy świata i emocje wyrażone w postaciach i ich dramatach.
Z jednej strony, zarzucić można tym scenom, iż jest to czasem bardzo infantylne, by za moment zarzucić temu brutalność.
Ten swoisty dar pokazywania prawdy ma Rachel Smythe! Potrafi ona lawirować i grać na wielu strunach, dawać nam (czytającym jej komiksy) do myślenia. Tymczasem, najważniejsza jest w tym przekazie prawda. Prawda i autentyczność w graficznym przekazie i przekazie pisanym. A Rachel Smythe jest w tym wszystkim bardzo szczera i autentyczna, a z tego powodu trafia w gusta współczesnych czytelników i jej fanów.
Podsumowując! Oceniana tu pierwsza część, skupia się głównie na postaciach Persefony i Hadesa mających problemy w obecnym świecie i w życiu codziennym i osobistym. Warto w tym miejscy wspomnieć, iż po dogłębnej lekturze tego tomiszcza zauważysz, iż jest to mocna dekonstrukcją klasycznych greckich mitów. Mitów o Persefonie i jej matce Demeter, o Zeusie i Herze i ma się rozumieć o Hadesie. Ba, nie brakuje tu także innych odniesień do wielu innych popkulturowych motywów współczesnych, czytaj nie tylko z Greckich mitów. Ten i owy, czytaj kolorowy mikst obyczajowy i fantastyczny jest całkiem przedni w odbiorze! Czyta się i ogląda się go bardzo dobrze.
Tak! Przyznaje! "Lore Olympus", ma także swoje minusy, jednakże nie przesłaniają one plusów.
Dodam na koniec, Pierwszy tom "Lore Olympus" to prawie 400 stron ciekawej historii, wydanej w cenie 149,90 PLN (w dobrych księgarniach dostępny w cenie poniżej 100 PLN). Wydany został w ciekawym formacie 230 x 30 x 180. do tego został znakomicie przetłumaczony z języka angielskiego i przede wszystkim został dobrze wydrukowany: w twardej oprawie i na bardzo dobrym i ładnie pachnącym papierze kredowym.
Summa summarum! Pierwszy tom "Lore Olympus" czyta się dobrze i zasłużenie otrzymał prestiżową nagrodę Eisnera!
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
13.11.2022, 18:30 |