WOLNA NAJEMNICZKA NAVIS
„Armada” to seria, którą najlepiej się pochłania od razu w większych dawkach. Dlatego cieszy obecna edycja, zbierająca w integralach po cztery tomy.
W czwartym integralu dostajemy historie z albumów od 13 do 16. Są to więc „Poślizg kontrolowany”, „Ostateczna rozgrywka”, „Polowanie” oraz „Więzy krwi”. Albumy znowuż zróżnicowane pod względem klimatu, nastroju opowieści, ich formy i prędkości narracji. Zresztą to cecha charakterystyczna „Armady”.
Jean-David Morvan nie oszczędza wymyślonej przez siebie bohaterki. Wrzuca Navis w najbardziej szalone perypetie, by później przywalić jej w łeb informacjami z przeszłości, które będą miały wpływ na przyszłość. My, czytelnicy serii (a przypomnę tylko, że jej początek – jeszcze przed albumami - mieliśmy możliwość poznać w 21 numerze pisma „Świat Komiksu” w roku 2001) jesteśmy na te skoki przygotowani. Bohaterka również.
Dlatego „Armada” nie nudzi. Raz fabułą obraca się wokół szalonych wyścigów (w „Pościg kontrolowany”) rozgrywanych na ulicach miast tak, by nie dać się złapać dzielnym stróżom prawa. Wyścigów, które są szansą na zgarnięcie kasy dla odsuniętej na margines Navis, a jednocześnie wyścigów, które znajdują spore zainteresowanie wśród wlepiającyh gały w transmitujące je kanały. Raz zahacza o wielką politykę (w „Ostateczna rozgrywka”), albo o globalnie ważne tematy – jak walka o zagrożone ekosystemy (w tomie „Polowanie”). Czy wreszcie o ciężkie dla Navis tematy – jak… syn (w "Więzy krwi”). Jednocześnie wracają rozgrywki wewnątrz Armady, w które wkręcony jest i przewodniczący rady, i konsul, i Navis. Słowem – w fabule znów się dzieje.
Nie dzieje się za to żaden przełom w rysunkach. Zresztą nikt go nie oczekuje. Dlatego też Philippe Buchet może śmiało trzymać się przyjętych na początku serii zasad prowadzenia graficznie opowieści, wprowadzając jedynie wątki uzależnione od nastroju, jaki serwuje Morvan. Czyli raz są to rajdowo-telewizyjne wstawki, raz klimat XIX-wiecznych odkrywców nieznanych lądów, raz zaś krwawy horror czy też kosmiczne naparzanki, które możliwe są za sprawą psychoteleportali.
I choć „Armada” powoli zaczyna się i rozwlekać, i być powtarzalną, to Morvan ciągle ma jeszcze na nią pomysł. I wciąż jeszcze potrafi zaskoczyć czymś czytelnika – jak synem Navis. Dlatego mimo – jak to w serii – lepszych i trochę gorszych momentów „Armada” ciągle ma u mnie miejsce na półce.
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
06.02.2023, 11:24 |