AVENGERS W KOSMOSIE
No i gna ten Aaron przed siebie z tymi „Avengers”. Gna, nie zatrzymuje się, oddechu nie łapie, nie zastanawia się, po prostu serwuje nam akcję, akcję i jeszcze trochę akcji. I efekt jest taki, że to komiks, który czyta się, żeby wyłączyć myślenie. Żeby w ogóle wyłączyć wszystko, co tam nam w mózgu siedzi i działa i po prostu chłonąć to. Jak filmy Michaela Baya czy Jamesa Camerona albo Rolanda Emmericha. No taka to historia. Fabuła pewna jest, ale nie ma ona większego znaczenia, liczy się rozrywka i odtwarzanie motywów, które Aaron wchłonął z mlekiem marvelowskiej matki. I to ma nas bawić. No i bawi, całkiem sobie sprawnie, nawet jeśli bez większego polotu.
Sporo przygód za Avengers, pora na kolejne. Tym razem ich celem znów staje się kosmos, a dokładniej poszukiwania pewnej istoty, która zdobyła moc Gwiezdnego Piętna. Problem w tym, że to może wcale nie być ich sojusznik, a wróg. A tu jeszcze czeka na nich masa przeciwników i wewnętrzne problemy, z którymi uporać się będzie trzeba…
Jedni powiedzą, że Aaron serie te traktuje, jak taki avengersowy wór, do którego wrzuca właściwie wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy, drudzy, że to taki śmietnik motywów i postaci. Coś już było? Coś się sprawdziło? On to skopiuje, odtworzy, pokręci jedno z drugim, doda coś od siebie i nam zaserwuje. I tak robi od początku i robił będzie dalej, bo jak zobaczycie, co tam w ostatnim czasie w temacie wypuścił za wielką wodą, przekonacie się, że widać tam chociażby „Avengers Forever”.
Ambitny być się nie stara. Okdrywczy też nie. robi swoje, odśweiża motywy, wątki, postacie i prze przed siebie, konsekwentnie, choć to nie poziom tego, co pokazywał nam w „Thorze”, a już na pewno nie poziom „Punishera Max”. A jednak kto lubi postacie, kogo kręci to wszystko i ma ochotę na takie historie, znajdzie tu coś dla siebie. Bo Aaron nie przynudza. Wyrobnik to, ale nie nudziarz, gość, co stawia na szybką akcję, dużo wydarzeń i przyjem,ny, kontrolowany chaos. I doceniam, że zmienia często klimat serii, w zależności od postaci wiodącej w danej fabule, jednocześnie zachowując pewien spójny chrakater całości.
Nadal to jednak taki komiksowy Emerich czy Bay, u którego w treść za bardzo wnikać nie ma co, lepiej za to przymknąć oko i po prostu czytać. I oglądać, bo całkiem spoko to wizualnie, głównie dzięki kolorowi, który nieco maskuje mocno cartoonowy look grafik, dodając im jednocześnie widowiskowości.
I tyle. Ot dla fanów, dla miłośników, o Avengers jest w końcu dużo więcej dużo lepszych historii (które, swoją drogą, można by u nas wydać / przypomnieć), ale przeczytać można. I to śmiało bym rzekł nawet.
|
autor recenzji:
wkp
27.02.2023, 06:07 |