BÓJ TO OSTATNI?
Kończy się nam to „Vigilante”, przed nami już tylko jeden tomik, w Japonii wydany pół roku temu, więc już teraz wszystko do tego finału zmierza w szybkim tempie i wielkimi krokami. Szkoda będzie rozstawać się z tą serią, oj szkoda, polubiłem tych bohaterów bardziej, niż postacie z głównej opowieści. I polubiłem ten świat. Fajnie więc, że cykl wytrwał aż piętnaście tomików, bo spin-offy zwykle aż takiego szczęścia nie mają.
Prowler. Crawler. Jak zwał tak zwał. Walczy, toczy bój na śmierć i życie i wszystko idzie mu coraz gorzej. Ale w końcu na scenie pojawia się… Czy teraz wszystko się zmieni?
Akcja, akcja i sporo klimaciku. Humor też zresztą jest. Takie połączenie bitewniakowego shounena z zeszytówkami superhero, a ja i to, i to lubię. Sentyment też zresztą mam. Więc chętnie czytam, chętnie wchodzę do tej rzeki, gdzie poplątane są te historie w jedną całość. Prostą, nie mylcie tego z poplątaniem fabularnym, ale w tej prostocie tkwi siła. Nieskomplikowane, ale skuteczne, fajne i jako bitewniak, i jako superhero też.
Bo sprawne jest to wszystko. sprawne i przyjemne. Standardowe, zamknięte w konkretnych ramach, ale o to chodziło. A ja taki standard bardzo lubię. Bo niby to znamy, niby wiemy, do czego to zmierza, ale jednak dobra akcja, pościgi i walki na śmierć i życie, ale bez przeładowania tego nadmiarem wrażeń, zawsze dobrze się sprawdzają. „Vigilante”, jak „My Hero Academia”, też ma to do siebie, że twórcy bawią się tym, czerpią przyjemność i zamiast próbować przeskoczyć pierwowzór, stawiają na własny charakter, własne podejście i wierni są temu do końca.
I to mnie kupuje. Bo jest mroczniej, bo jakby dla starszego to nieco odbiorcy, niż „MHA” i przede wszystkim dobre to zarówno dopełnienie serii, jak i samodzielna rzecz. w końcu wszystko dzieje się oprzęd głównym cyklem, więc nada jako wprowadzenie, ale przecież dzieje gdzieś obok, z jedynie sporadycznym udziałem postaci znanych z „My Hero Academii”, więc nie łączy się to jakoś mocno, nie ingeruje i może przez to po prostu dostarczać dobrej rozrywki. Takiej, którą chce się odkrywać i do której chętnie się wraca.
I szkoda, że to już przedostatni powrót. Bo fajne to wszystko, graficznie też – prościej, niż w „MHA”, ale jakby dojrzalej, z większą dozą ciemności, mroku, cienia. Ale też i dobrze, że seria trzyma poziom i satysfakcjonuje. Powiem, że po trzech filmach „My Hero” chętnie zobaczyłbym „Vigilante” na wielkim – albo małym chociaż – ekranie. A na razie po prostu cieszę się z komiksowych przygód tych postaci.
|
autor recenzji:
wkp
16.01.2023, 06:43 |