TALENTFULL NANA
I haunt and horrify
I see through sulfur eyes
I'm burning in denial
A genius of the night
- Rob Zombie & Alice Cooper
Może i Nana utalentowana nie jest, nie paranormalnie, ale twórcy tej mangi talent mają. I to jaki. Okej, graficznie jest fajnie, acz niewybijająco się, ale fabularnie, choć temat wyspy, na której giną po kolei ludzi jest ograny, jak i temat ludzi z mocami, ale udało się to poprowadzić tak, że świetne jest i wciągające. A przede wszystkim znakomicie to pomyślane, zaplanowane i poprowadzone. I choć tom szósty to już etap opowieści po sporej przemianie, która nadejść musiała, nadal oferuje wszystko to, co lubimy, cenimy i czego chcemy.
Zabić albo samemu zginąć, dotąd Nana nie miała problemu z wyborem, ale zmieniła się i teraz… Właśnie, co wybierze? Na dokonanie zabójstwa ma tydzień albo sama pożegna się z życiem. Czy dziewczynie uda się coś wykombinować? Zawsze miała do tego talent, ale teraz może nie dać rady. A co więcej już wkrótce akcja przenosi się poza wyspę i… No właśnie, co dalej? Co teraz?
Wzięło mnie ostatnio na coś głupiego do śmiechu, więc tak sobie wieczorami siedzę i oglądam „13 posterunek”. Zanim powiecie, ale co to ma wspólnego, dajcie mi chwilkę. Więc siedzę sobie i oglądam i leci odcinek z ciężarną, która bierze Czarka za ojca dziecka. Analogiczna scena pojawia się potem w filmie „Show” – nawet z tymi samymi aktorami. W końcu za produkcję odpowiadała ta sama ekipa. A ja „Show” akurat lubię i uważam, że niedocenione to kino, rodzime, a zrobione wręcz w hollywoodzkim stylu i nawet z nutą jakiegoś tam przesłania. No a to film o tym, jak odcięci od świata na wyspie uczestnicy telewizyjnego reality show giną po kolei, zabijani nie wiadomo przez kogo. Widzicie związek? No, a mi ta lektura tak zbiegła się ze wszystkim tym – swoją drogą „Show” świętuje dwie dekady premiery właśnie – nałożyło i jakoś tak zagrało to we mnie, że jeszcze przyjemniej mi się czytało ten tomik.
Ale ten cały mój wywód pokazuje coś jeszcze: ja lubię taki klimat. Wyspa, tajemnicze wydarzenia. To przecież Agatha Christie, to „Lost: Zagubieni”, to masa innych rzeczy. To cała gałąź survivalowych horrorów, które w ograniczonej przestrzeni każą bohaterom mierzyć się z zagrożeniem i tajemnicami: a to kawał mojego żytnia. I to odnajduje w „Nanie”. Odnajduję w niej akcję, klimat, walkę, zagrożenie, superhero, czasem humor, czasem wzruszenia, zagadki, fajne pomysły, fajne plątanie, przyjemnie nakreślone postacie… Dobrze się to czyta, przyjemnie ogląda, bawię się dobrze i cieszę, że tomiki tej serii są zazwyczaj grubsze, niż innych, bo dzięki temu dłużej trwa przyjemność.
I fajnie jest. Tak po prostu. Dobra zabawa dla miłośników thrillerów, mroku i krwi. Tylko tyle, aż tyle. Ja jestem zadowolony.
|
autor recenzji:
wkp
18.01.2023, 06:06 |